23 kwietnia 2019, we wtorek wieczorem, w swoim domu w Wassenaar podczas – jak mówią bliscy – medytacji, zmarł w wieku 97 Hendrikus Johannes Witteveen, powszechnie znany jako doktor Johan Witteveen, ekonomista, polityk i były szef Międzynarodowego Funduszu Walutowego, a wśród sufich jako murszid Karimbakhsh Witteveen, były przewodniczący Ruchu Sufich i głowa sufickiej szkoły ezoterycznej, uczeń Alego Khana, jednego z 2 najbliższych towarzyszy Hazrata Inayata Khana.

Zdjęcie z serii 30 kg temu (oczywiście jeśli chodzi o mnie, nie Agnieszkę ani Karimbakhsha) – ja, Agnieszka i Karimbakhsh w lipcu 2007 roku, wtedy Agnieszka poznała Karimbakhsha.

Karimbakhsh 12 czerwca skończyłby 98 lat, a jego zdrowie było ostatnio dosyć delikatne, dlatego spodziewałem się, że może wkrótce odejść i mam w sobie akceptację dla tego zdarzenia, jednak oczywiście jest mi smutno, iż nie spotkamy się więcej fizycznie. Oczywiście, był moim ukochanym nauczycielem, a miłość jest silniejsza niż śmierć, więc na zawsze pozostanie ze mną. Jestem jemu i Rzeczywistości niezmiernie wdzięczny za 25 lat znajomości, uczenia się, praktyki, wzajemnego wspierania się w rozmaitych inicjatywach. Było mi bardzo miło, gdy jego syn i córka (których nie znałem, znałem tylko jego zmarłego w 2016 syna Willema) na pogrzebie, pomimo, iż nie byli zaangażowani w jego suficką aktywność, powiedzieli mi, że wielokrotnie im mówił, że mocno wspierałem go w wielu kwestiach.

My z Karimbakhshem i kilkumiesięcznym Tymonem na przełomie sierpnia i wrzesnia 2011 roku w sufickim centrum w Hadze, zaraz obok Pałacu Pokoju.

Jarek Kubacki w swoim eseju o Karimbakhshu jako sufim, ekonomiście i polityku napisał: Obawiam się, że, pomimo coraz większej ilości artykułów wspomnieniowych, nikt nie połączy ze sobą wszystkich tych aspektów myśli, duchowości i działalności Johana Witteveena. Raczej każdy będzie o nim pisał w zakresie swojego poletka. I to prawda, ja też napiszę ze swojego poletka, ze swoich z nim doświadczeń i z tego, co wiem od niego. Był moim mentorem, etycznym i duchowym ojcem, nauczycielem medytacji, ale i przyjacielem. Więc oczywiście zdarzało nam się rozmawiać o ekonomii i polityce. Ostatnimi czasy był np. zatroskany sytuacją prawno-polityczną w Polsce, Brexitem i brakiem solidarności bogatszych krajów Unii Europejskiej z Grecją i Włochami. Natomiast nie będę podejmował raczej szerszych rozważań ekonomicznych, ponieważ – jak sądzę – moja wiedza o ekonomii, polityce monetarnej itp. jest zbyt mała, bym mógł oddać sprawiedliwość jego dokonaniom w tej materii.

Tak czy inaczej poniżej, w zupełnie nieuporządkowany sposób, szkicuję parę słów o jego dokonaniach zawodowych i sufickich i dzielę się kilkoma wspomnieniami. Całkiem możliwe, że za jakiś czas dopiszę znów parę słów do tego tekstu.

My z Karimbakhem w Universel Murad Hassil w Katwijk aan Zee w grudniu 2012 roku.

Karimbakhsh urodził się 12 czerwca 1921 roku w Zeist (okolice Utrechtu) w rodzinie, podążającej za naukami sufiego Hazrata Inayata Khana. Jego dziadkiem od strony matki był znany polityk socjaldemokratyczny, Floor Wibaut. Rodzina przeprowadza się później do Rotterdamu, gdzie Karimbakhsh spędzi wiele lat. W latach 1939-1946 realizuje studia magisterskie z ekonomii, a w latach 1946-1947 doktorat z ekonomii (obroniony cum laude) pod kierunkiem laureata nagrody Nobla – prof. Jana Tinbergena (1903-1994) na Holenderskiej Wyższej Szkole Ekonomicznej w Rotterdamie (obecna nazwa: Uniwersytet Erazma w Rotterdamie). W 1946 roku Tinbergen wciąga swojego młodego asystenta (Johana Witteveena) do tworzonego przez siebie Holenderskiego Rządowego Centralnego Biura Planowania, instytucji odpowiedzialnej za planowanie polityki ekonomicznej w kraju, najpierw jako asystenta naukowego, a po obronie doktoratu młodego Johana (1947) jako zastępcę dyrektora departamentu Planu Globalnego. Tak zaczyna się jego błyskotliwa kariera w ekonomii, a później i w polityce. Od 1946 roku do 1963 pracuje w Holenderskiej Wyższej Szkole Ekonomicznej, najpierw jako wykładowca, a od 1948 (w wieku 27 lat!) jako profesor cyklów biznesowych i ekonomii. W latach 1951-1952 zostaje rektorem uczelni w wieku zaledwie 30 lat (kadencje rektora tej uczelni trwały wówczas tylko 1 rok akademicki). W latach 1958-1963 zostaje senatorem z ramienia VVD (Partii Ludowej na Rzecz Wolności i Demokracji, której obecnym przewodniczącym jest premier Holandii Mark Rutte), której członkiem pozostaje przez wiele lat. W 1963 roku zostaje wybrany do Izby Niższej holenderskiego parlamentu, by wkrótce później zostać ministrem finansów Holandii (1963-1965). W latach 1965-1967 ponownie poseł, a od 1967 do 1971 roku – ponownie minister finansów i tym razem również wicepremier. Po zakończeniu kadencji w latach 1971-1973 senator, w 1973 roku zostaje dyrektorem zarządzającym Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Po zakończeniu służby w finansach publicznych m.in. prezes grupy ING i grupy Robeco, jak również członek rad nadzorczych i doradca wielu firm czy instytucji. Publikował teksty naukowe i udzielał komentarzy prasie na tematy ekonomiczne praktycznie do końca swojego życia. Odznaczony Orderem Orange-Nassau i Orderem Holenderskiego Lwa, uhonorowany Nagrodą Czterech Wolności. W swojej książce „Sufism in action. Spiritualizing the economy” pisze tak: „Działanie i medytacja szły razem w moim życiu. Urodziłem się w rodzinie sufich, zostałem inicjowany do szkoły ezoterycznej w wieku 18 lat. Przez całe życie czuję się zainspirowany przez sufickie medytacyjne przesłanie i pracuję na jego rzecz. Jednocześnie robiłem karierę jako profesor ekonomii, minister finansów czy jako dyrektor zarządzający Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Byłem też doradcą lub prezesem wielu holenderskich korporacji działających na międzynarodowym rynku. Połączenie aspektu praktycznego i mistycznego zawsze było dla mnie inspirujące. Zawsze czułem przewodnictwo w mojej pracy i głębokie jej znaczenie.”

We wrześniu 2013 roku w tzw. cheragsroom w Universel Murad Hassil w Katwijk aan Zee z Karimbakhshem i Zohrą LeRutte.

Ja poznałem Karimbakhsha Witteveena wczesną wiosną 1994 roku, gdy przyjechał do Polski ze swoją żoną Ratan (1920-2006), nauczycielką muzyki, kompozytorką i nauczycielką sufizmu, z wykładami. Pamiętam do dziś, że na wykładach było bardzo dużo osób, ale poza mną chyba nikt stamtąd nie zajmuje się sufizmem do dziś, prawdopodobnie dlatego, że spotkanie było niewłaściwie stargetowane, było reklamowane dla przedsiębiorców mniej więcej w taki deseń „były minister finansów i szef Międzynarowego Funduszu Walutowego uczy odnajdywania równowagi w życiu i pracy”. A Karimbakhsh z żoną poprowadzili po prostu wykłady o sufizmie i sufickie praktyki. Miał wtedy 72 lata i był w pełni formy, po prostu energiczny, silny mężczyzna, wzór etyczny, człowiek zrealizowany zawodowo i rodzinnie (wieloletnie małżeństwo od 1949 roku, 4 dzieci, z których przeżył niestety aż dwóch synów, m.in. Willema, którego znałem całkiem dobrze, a który – lecąc z rodziną na wakacje – zginął w niefortunnym zamachu na samolot pasażerski Malezyjskich Linii Lotniczych). Zainspirowała mnie także jego spójność z przedmiotem nauczania, jak również jego osoba, pełna wewnętrznego spokoju, i łagodnej siły wynikającej z tego spokoju. Dlatego też poprosiłem go o nauczanie i zostałem inicjowany do sufickiej szkoły wewnętrznej, a w 1994 roku niedługo potem spotkałem się z nim na letnim sufickim odosobnieniu w Holandii w Katwijk aan Zee.

W lipcu 2014 roku w holu Universel Murad Hassil w Katwijk aan Zee.

Od tego czasu widzieliśmy się wiele razy, towarzyszył mi w chwilach radości i smutku, uczył mnie do czasu aż w 2013 roku zakończył mój formalny trening, nominując mnie na nauczyciela (szejk/murszid) i swojego przedstawiciela jako głowy szkoły (khalif) (we wcześniejszych latach miałem upoważnienie do nauczania, a później do inicjowania, ale tak jakby pod jego kierunkiem). Od tego czasu nadal się widywaliśmy przynajmniej 2 razy w roku, choć w sposób formalny nie uczyliśmy się, choć czasem czytaliśmy wspólnie jakieś teksty np. Sangity, ezoteryczne sufickie teksty dla nauczycieli-inicjatorów. Nie mam wątpliwości, że nauczanie, które otrzymałem od niego, było w moim życiu największym błogosławieństwem.

W grudniu 2014 roku w Katwijk aan Zee, niedługo po ceremonii, którą Karimbakhsh prowadził, a ja byłem jednym ze współprowadzących.

Karimbakhsh został sufim, podobnie jak ja, dosyć wcześnie. W wieku 18 lat został inicjowany do sufickiej szkoły wewnętrznej przez Kafię Blauw w sufickim centrum w Rotterdamie, którym to centrum kilkanaście lat później pokieruje. Jednak to najbliższy towarzysz Hazrata Inayata Khana, twórcy sufizmu uniwersalnego, i jeden z 2 następców: murszid Ali Khan, został jego nauczycielem na dłużej. Murszid Ali Khan, z wykształcenia zapaśnik (w tradycyjnych indyjskich zapasach) i śpiewak (zarówno dhrupadu jak i europejskiego śpiewu operowego), był znany jako wielki nauczyciel, ale i wybitny uzdrowiciel. Z tego, co mówił mi Mahmood Khan, również uczeń murszida Alego Khana, Karimbakhsh jako młodzieniec był bardzo wątłego zdrowia i to sprawiło, że Ali Khan poświęcał mu dużo czasu, by niejako postawić go na nogi. Dzięki temu otrzymał solidne nauczanie od wielkiego mistyka, a może i zawdzięcza temu swoją – było nie było – długowieczność (zmarł jako 97-latek, w zasadzie prawie 98-latek). Karimbakhsh też bardzo aktywnie bierze udział w pracach Ruchu Sufich, założonego przez Inayata Khana, najpierw kierując Wspólnotą Młodzieżową w ramach Ruchu, potem będąc krajowym przedstawicielem Holandii w strukturach Ruchu Sufich, by stać się członkiem zarządu, a dwukrotnie (lata 80-te i okres kilkunastu lat po 2000 roku) przewodniczącym Ruchu Sufich i głową jego szkoły ezoterycznej. Był oddany bardzo praktyce medytacyjnej, ale szczególnie się realizował w egzoterycznym (zewnętrznym) aspekcie sufickiego przesłania – ceremonii jedności ideałów religijnych. To chyba zawsze nas różniło (nie w sensie podziału, a raczej tzw. pięknego różnienia się), Karimbakhsh – można by powiedzieć, że – miał umysł religijny, ja chyba bardziej – charakter derwisza, który nie przepada za formalnymi rytuałami, choć do dziś dostrzegam też piękno i wzniosłość takich właśnie rytuałów i sam dbam o ich dalszy przekaz.

Karimbakhsh wśród holenderskich sufich budził duży respekt, który czasem był pewnego rodzaju bojaźnią. Nigdy tego do końca nie rozumiałem, gdyż był osobą raczej łagodnego usposobienia, czasem może nawet zbyt łagodnego. Sam mówi o tym w ostatnim wywiadzie, którego udzielił: „Jest parę takich rzeczy, których żałuję. Pewne istotne sprawy w kierownictwie ruchu [sufich] przeprowadziłem w niedobry sposób. Mój łagodny charakter kilkakrotnie przeważył, przez co niektórzy otrzymali zbyt wiele przestrzeni. Nie chcę zbyt wiele na ten temat mówić. Ciągle staram się to jeszcze naprawić”. Zawsze przyjmowałem jego decyzje z szacunkiem, nauczanie z pokorą, ale w kilku kwestiach nie do końca się zgadzaliśmy i zawsze można było o tym porozmawiać, a on nie raz potrafił zmienić zdanie na skutek przedstawionych argumentów. Pamiętam, gdy w 2012 roku wyszła jego autobiografia pt. De magie van harmonie (Magia harmonii), w wywiadach jego dawni współpracownicy z rządu podkreślali jego niebywałą umiejętność zobaczenia zawsze 2 punktów widzenia, swojej racji i tej drugiej osoby. I była to na pewno jedna z jego cech charakterystycznych. Do końca życia też z radością uczył się nowych rzeczy, np. gdy pisałem książkę „Sny, senne wizje i przypowieści. Fragmenty duchowej ścieżki”, wypytywał mnie z zaciekawieniem o suficką pracę ze śnieniem, którą akurat sam się nigdy nie zajmował. Z zaciekawieniem i otwartością przyjmował nowe sposoby przedstawienia sufickiej wiedzy, nowe perspektywy.

Lipiec 2015 pod Universel Murad Hassil w Katwijk aan Zee.

Tak jak pisałem, Karimbakhsh był na swój sposób bardzo religijny, choć oczywiście w mistyczny, niedogmatyczny sposób. We wspominanym wyżej wywiadzie mówi: „Myślę, że religie powinny się bardziej nastawić na mistykę. Ludzie nie potrzebują dogmatów. Co ich za to porusza, to przeżycie. Jedność ideałów religijnych znajduje się w przeżyciu boskości. Chcielibyśmy to wyjaśnić za pomocą naszego myślenia, ale to nie działa, bo wtedy gubimy właśnie boskiego ducha. (Śmiech.) Myślenie jest powierzchowne. Czucie sięga o wiele głębiej, przenika aż do twojej duszy. I to jest prawdziwym życiem”. Owo podkreślenie czucia, doświadczenia jest oczywiście bardzo charakterystyczne dla mistycyzmu, jednak Karimbakhsh nie przekreślał też siły intelektu. Bardzo mi utkwiła w pamięci pewna nauka, której mimochodem mi udzielił jakoś pod koniec lat 90tych XX wieku. Otóż miałem wówczas pewne wątpliwości dotyczące praktyki i powiedziałem Karimbakhshowi, że zaczekam aż zostaną rozstrzygnięte w praktyce. On wówczas odpowiedział: „Tak, praktyka i czucie mają być rozstrzygające, ale wątpliwości są natury intelektualnej i czasami warto je rozwiać na płaszczyźnie intelektualnej”.

W domu Karimbakhsha w Wassenaar w grudniu 2015.

Z czasem Karimbakhsh wciągał mnie w różne swoje aktywności, szczególnie w ramach Ruchu Sufich. Przez to prowadzona przeze mnie Otwarta Droga była do 2016 roku afiliowana przy centrali Ruchu Sufich, a ja znalazłem się w Komisji Międzynarodowej i w Executive Council – Zarządzie Głównym z siedzibą w Hadze. Z naszej współpracy w Zarządzie International Sufi Movement utkwiła mi w głowie szczególnie jedna sytuacja, którą zresztą opisywałem w mojej książce „Duchowość na co dzień”. Otóż około 2015 roku razem z Karimbakhshem brałem udział w spotkaniu zarządu, na którym on starał się przekonać obecnych do swoich racji w pewnej kwestii. Tak się złożyło, że część uczestników tego spotkania miała przeciwne do niego zdanie, a jedna z tych osób bezpośrednio, podniesionym głosem, w sposób może i przebiegły, ale skrajnie nieuprzejmy i pełen argumentacji ad personam, atakowała Karimbakhsha, przerywała mu, wchodziła w zdanie itp. To była dla mnie wielka nauka: obserwować, jak mój nauczyciel, z jednej strony pełen spokoju, z drugiej — całkowitej obojętności na niewłaściwe zachowanie agresywnej oponentki, z pełnym szacunkiem do niej, spokojnie, harmonijnie, merytorycznie i bez wycieczek osobistych, jej odpowiadał.

Zdjęcie z ceremonii światła w grudniu 2014 roku, którą Karimbakhsh prowadził, a ja miałem przyjemność być jednym ze współprowadzących. Ceremonia światła jest szczególnym rodzajem ceremonii jedności ideałów religijnych, o której pisałem na blogu.

Legendarne też było jego nieprzywiązanie do bólu, zarówno fizycznego jak i psychicznego. Kiedyś rozbił sobie głowę i po opatrzeniu tego na pogotowiu, udał się na umówione spotkanie. Prawdopodobnie najbardziej przykrym zdarzeniem w jego życiu była nagła śmierć jego najstarszego syna Willema, synowej i wnuczki w katastrofie lotniczej (w niesławnym locie MH17 do Malezji samolotem zestrzelonym nad Ukrainą). Pamiętam, że raczej zachowywał daleko idącą powściągliwość w opowiadaniu o swoich przeżyciach, choć nie wydawał się ich wypierać (a gdy spotkaliśmy się 4 – 5 miesięcy później, powiedział mi o tym, że największy ból czasem bywa najbardziej transformacyjny). W wielu trudnych sytuacjach zachowywał się podobnie, ale właśnie dopiero po śmierci Willema zrozumiałem, że jest to swego rodzaju odpowiedzialność za innych. Że Karimbakhsh czuje, że nie powinien obarczać innych swoimi przeżyciami i problemami, że powinien – jak zachęcają sufickie „zasady” – wyjść światu naprzeciw z uśmiechem. Dlatego też nigdy się specjalnie nie skarżył na dolegliwości fizyczne, a gdy zaczął w ostatnich latach wspominać, że czuje się słaby, że brakuje mu sił, wiedziałem, że istotnie musiał bardzo osłabnąć, że w ogóle dzieli się tym z innymi.

Idealne zakończenie roku, nasze spotkanie 30 grudnia 2017 roku w domu Karimbakhsha w Wassenaar.

Legendarna była także jego dyscyplina praktyki i życia. Niezależnie od okresu życia, znajdował czas, by codziennie przynajmniej 2 razy (rano i wieczorem robić swoją praktykę), także w najbardziej pracowitych okresach. Gdy miałem koło 25 lat i wydawało mi się, że jestem strasznie zajęty, zapytałem go jak pracując w rządzie czy w Międzynarodowym Funduszu Walutowym albo jako prezes wielkich firm, jak znajdował czas na praktykę. Było to dla niego zaskakujące pytanie, ponieważ oczywiste było, że rano realizuje swoje praktyki (ćwiczenia fizyczne i medytacje) dla oczyszczenia świadomości, by wejść w czasem trudny dzień pracy z odpowiednio oczyszczoną świadomością, a wieczorem robi swoje praktyki wieczorne. A w szczególnie wymagające dni, miał zwyczaj wykonywać także krótką praktykę w środku dnia, by nie stracić odpowiedniego nastawienia, nie stracić łączności z sobą. To była dużo lekcja pokory dla mnie, bardzo młodego wówczas człowieka.

Lipiec 2017 roku w Wassenaar, w gabinecie Karimbakhsha w jego domu.

Jak wspominałem, Karimbakhsh był uczniem murszida Alego Khana, który w zwyczaju miał dawać swoim uczniom jako pierwsze praktyki modlitwy i ćwiczenia fizyczne. Karimbakhsh dostał od niego zestaw ćwiczeń fizycznych, który wykonywał codziennie przez ponad 60 lat do czasu aż kręgosłup nie pozwalał mu na niektóre z nich. Później w zasadzie prawie do końca życia też ćwiczył, ale zestaw bardzo prostych ćwiczeń jogicznych dla seniorów, których nauczyła go Zohra LeRutte (którą możecie zobaczyć na zdjęciu z września 2013 roku, kilka akapitów wyżej). W wypowiedzi, którą zamieściłem w mojej książce „Medytacja w życiu codziennym”, do której zresztą napisał przedmowę, tak opowiada o tych ćwiczeniach: „Potwierdzam, że murszid Ali Khan przydzielał nam ćwiczenia fizyczne. Sam wykonywałem je regularnie wraz z moją rodziną. I wielu sufich wykonywało je tak długo, jak długo murszid Ali Khan przydzielał je i wyjaśniał. To były bardzo dobre ćwiczenia, wzmacniały. Na przykład: pewna liczba pompek, stanie na głowie, wydłużanie się, otwieranie [w pozycji psa z głową w górę] i przechodzenie do skłonu do przodu z siedzeniem na piętach kilkakrotnie tam i z powrotem. Później murszid Fazal Inayat Khan odrobinę zmienił te zestawy i uczyło się ich na początku dnia podczas letnich szkół medytacji. Potem ćwiczenia te zostały zastąpione przez asany jogi, nauczane przez Zohrę [Le Rutte]”.

Kwiecień 2018, Wassenaar.

Jedną z najpierwszych nauk, które zapamiętałem z jego ust, było zdanie, które wypowiedział do mnie w 1994 roku, a które pamiętam do dzisiaj: „Działaj tak, jakby wszystko zależało od ciebie, ale z nastawieniem takim, jakby wszystko zależało od Boga”. Taka pokora i zarazem siła działania towarzyszyła mu całe życie i wynikał z niej swego rodzaju optymizm co do przyszłości.

Nasze ostatnie fizyczne spotkanie w sierpniu 2018 roku, później już tylko rozmawialiśmy telefonicznie lub kontaktowaliśmy się mailowo, gdyż dwukrotnie (w grudniu 2018 i kwietniu 2019) jego stan zdrowia stanął na przeszkodzie spotkania.

Nie zadowalało go nigdy wyjaśnianie, że coś zdarzyło czy zdarza się przez przypadek. Pod koniec swojego życia powiedział: „[…] dla mnie nie istnieje przypadek. Gdy mówi się o przypadku, stanowi to dla mnie wskazówkę, że działa inna siła, a mianowicie ten jedyny, wszechmocny duch. On wyklucza wszelki przypadek. Widzi skutki, których my nie jesteśmy w stanie dostrzec. Ten jedyny duch działa również w nas. Każdy z nas ma powołanie, za głosem którego trzeba samemu pójść. W moim życiu mogę to doskonale dostrzec”.

Karimbakhsh Witteveen i Musharaff Moulamia Khan, najmłodszy z braci Inayata Khana, głowa szkoły ezoterycznej Ruchu Sufich 1958-1967 (zdjęcie dzięki Alimowi Vosteenowi z sufilab.nl)

Wielu sufich zapamiętało go z jego zaangażowania organizacyjnego: prawie 80 lat działalności na rzecz Ruchu Sufich. Zarówno kierowania różnymi centrami, przedstawicielstwem krajowym, całym Ruchem, jak i wspierania innych liderów Ruchu: Alego Khana, Musharaffa Khana, Fazala Inayata Khana oraz zaangażowanie w budowę mauzoleum Hazrata Inayata Khana w New Delhi i sufickiej uniwersel (uniwersalnej „świątyni”, gdzie każdy niezależnie od wyznania lub jego braku, może się pomodlić lub pomedytować) w Katwijk aan Zee. To dzięki jego wstawiennictwu i zaangażowaniu udało się uzyskać pozwolenie na budowę Universel Murad Hassil w pasie ochronnych wydm na wybrzeżu holenderskim w urokliwym holenderskim kurorcie Katwijk aan Zee. Był też autorem określenia „sufizm uniwersalny”.

Krótki film o Universel Murad Hassil, który nakręciłem amatorsko w 2015 roku.
Budowa Universel Murad Hassil w Katwijk aan Zee pod koniec lat 60. XX wieku (zdjęcie dzięki uprzejmości Alima Vosteena z sufilab.nl.

Wiele osób zapamięta go też jako mediatora w różnych konfliktach organizacyjnych oraz osobę, która wspierała zagrożonych sufich w Pakistanie poprzez Universal Sufi Council i Peace Pledge Project (który niestety po wycofaniu się Karimbakhsha z kierowania nim zatracił swój pierwotny charakter i skupił się bardziej na organizacji konferencji o pokoju, które – moim /i nie tylko moim/ skromnym zdaniem – nie niosą żadnej wartości praktycznej). Na pewno zawsze bardziej cieszyła go działalność o charakterze globalnym, międzynarodowym niż taka typowa praca u podstaw, nauczanie, tworzenie centrów i grup medytacji. Czyli zupełnie odwrotnie niż u mnie. Tym niemniej, tak jak i ja działałem i działam organizacyjnie i globalnie, tak i on prawie do końca życia nauczał – oprócz specjalnych okazji prowadził czasem czytania ezoterycznych tekstów (Sangath i Sangit) w sufickim centrum w Hadze oraz prowadził raz na miesiąc ceremonie jedności ideałów religijnych w uniwersel w Katwijk, w zasadzie prawie do końca życia, póki zdrowie mu pozwalało na to. Ceremonie te gromadziły zawsze sporo zainteresowanych, widocznie więcej niż pozostałe. Gdy wygłaszał mowy podczas ceremonii i wykłady o sufizmie, były one raczej proste w odbiorze, natomiast jego siłą niewątpliwie była jego magnetyczna, pełna spokoju wewnętrznego, obecność.

Karimbakhsh prowadzący ceremonię jedności ideałów religijnych, zdjęcie autorstwa Alima Vosteena, prawdopodobnie z pierwszej połowy lat 90. XX wieku.

Karimbakhsh był też nauczycielem mojej żony, więc wielokrotnie – jak widać po zamieszczonych tu zdjęciach – odwiedzaliśmy go razem z Agnieszką i Tymonem. Tymon wizyty u niego kojarzył zawsze z soczkiem i ciasteczkiem, które dostawał i często wspominał przy różnych okazjach, że zna „pana, który ma prawie 100 lat”. Był bardzo smutny, gdy dowiedział się o jego śmierci. Gdy urodził się Tymon to Karimbakhsh podzielił się z nami też błogosławieństwem dla dziecka, autorstwa Inayata Khana, którym on sam wraz z żoną, Ratan, błogosławił co wieczór swoje dzieci. Od tamtego czasu zawsze stosujemy je z żoną, kładąc Tymona do spania. Błogosławieństwo brzmi: „Dobrego zdrowia, długiego życia, właściwego przewodnictwa z góry, dobrobytu, sukcesu, szczęścia i miłości!”. Czego również i Wam życzę!

Share This