Choć nadchodzący czas, podczas którego celebrujemy narodziny Jezusa, kojarzy nam się jako chrześcijańskie święto to warto zaznaczyć, że osoby Marii i Jezusa są również ważne w innych tradycjach duchowych, m.in. dla sufich. Warto tu zaznaczyć, że – inaczej niż w większości nurtów bliskowschodniej duchowości – Maria jest traktowana przez wielu sufich jako jedna z proroków.

Nad tematem porodu Marii i narodzin Jezusa pochyla się sam Mewlana Rumi. I postać Marii, i zdarzenia, związane z jej porodem są dla Rumiego niezwykle symboliczne. Do tego stopnia, że ta tematyka pojawia się aż w dwóch jego ważnych dziełach: w jego opus magnum Masnawi i w Fihi ma fihi czyli fragmentach jego sohbetów (dyskursów dydaktycznych).

Co ciekawe w jednym i drugim wypadku, Mewlana skupia się w dużej mierze na cierpieniu, którego doświadcza Maria. Przy czym w Masnawi dotyczy ono bardziej pewnego niepokoju, a w Fihi ma fihi bardziej uogólnionego bólu. W trzecim tomie Masnawi, Rumi opowiada historię zwiastowania, gdy to anioł pojawia się miejscu medytacji Marii. Owo świetliste stworzenie bardzo Marię przyciąga, ale też budzi jej niepokój jako potencjalna pokusa. W związku z tym szuka ona schronienia w modlitwie do Boga. Wtedy jednak boski wysłannik, głosem pełnym miłującej dobroci, przemawia do niej:

Nie bądź zaniepokojona i nie szukaj przede mną schronienia,
bowiem jestem tu z boskiego polecenia.

(…) Jestem zaufanym Boskiej Obecności.
Nie uciekaj w lęku ode mnie.

A zatem to, przed czym Maria chce uciekać, okazuje się tym, w czym powinna szukać schronienia. W tym oczywiście zawiera się wskazówka od nasłynniejszego z derwiszów: to przed czym szukamy schronienia, w rzeczywistości często jest naszym schronieniem.

* * *

W Fihi ma fihi Mewlana traktuje historię porodu Marii jako metaforę naszych duchowych narodzin. W dużej mierze skupia się na bólu, którego Maria doświadcza w trakcie porodu. Zauważa, że dopóki nie ma w nas tej pasji, bólu i tęsknoty to nie jesteśmy gotowi na mistyczną realizację.

Rumi pokazuje, że to wszystko, co się pojawia w historii o narodzinach Jezusa, jest w nas. I Maria, i Jezus, i Anioł, który przychodzi do niej i pożywienie i woda, które się pojawiają, gdy ona ich potrzebuje, i miejsce na wschodzie, w którym -wg tradycji – odosabnia się Maria – to wszystko jest w nas. Mewlana pokazuje, że my jesteśmy tak ja ta historia Marii: każdy z nas ma w sobie Jezusa, ale dopóki nie nastąpi ból porodu, nie zostanie On narodzony. Po prostu nie pojawi się w naszym świecie i wróci do swojego Źródła tą samą tajemną drogą, którą przyszedł. A my pozostaniemy samotni i puści bez narodzin naszego prawdziwego, boskiego Ja.

Tu leży niezwykle ważna nauka! Rumi i tradycja suficka w ogóle nie zachęca do tego, czego czasem się poszukuje w pop-duchowości: nie obiecuje nam łatwego życia, w zamian za wejście na duchową ścieżkę. Zamiast tego, doradza, by to cierpienie, które się pojawia, przeżywać w sposób świadomy (tylko wówczas możemy je przyjąć jako tak zwane błogosławieństwo obkurczenia). Najwyższa obecność z jednej strony wystawia nas na pewną próbę, a jednocześnie okazuje się naszym schronieniem.

* * *

W ikonie wpisu widzicie staroperską rycinę, przedstawiającą Marię (Marjam) z Jezusem (Isą). Autor nieznany, domena publiczna.

Share This