Przypowieść mówi, że władca Konyi, miasta, gdzie mieszkał wielki sufi Mewlana Dżellaluddin Rumi, wygłosił opinię, że grupa uczniów Rumiego to osoby o niskim poziomie rozwoju moralnego i wyrafinowania duchowego. Gdy Rumi to usłyszał, chwycił za pióro i zaczął pisać list:
„Czcigodny!
Słyszałem, że mówiłeś, że grupa moich przyjaciół i uczniów to osoby o niskim adab [niskiej etyce, nieprzestrzegająca zasad postępowania, ale adab też znaczy duchowe wyrafinowanie], ludzie nieuprzejmi itd. Tak, to prawda, są niezbyt wyrafinowani, nie zawsze uprzejmi, czasem niezbyt rozwinięci. Ale gdybyż byli doskonali na ścieżce, to ja bym się uczył u nich, a nie oni u mnie…”
Po czym dołączył do listu skomponowany ad hoc wiersz, który szedł mniej więcej tak:
„Wałęsam się po targu staroci,
skupując fałszywe złote monety…
Wszyscy myślą, że jestem niespełna rozumu.
Ale ja wiem coś, o czym nie wiedzą oni:
Otóż posiadłem dar alchemii”.