Wspominałem już na tym blogu o Al Ghazalim, którego z jednej strony trudno pominąć studiując klasyków sufizmu, a z drugiej strony gdyby to Al Ghazali, a nie Ibn Arabi z Rumim, był kulminacją klasycznego sufizmu to ten nurt mistyczny byłby nieco smutny. Brakowałoby mu i pewnego wyszukania intelektualnego, wnikliwości, ale i tego, co w sufizmie najważniejsze – żarliwości w oddaniu Miłości. Gdy w kontekście historii sufizmu myśli się o pochodzącym z Persji Al Ghazalim to trudno się oprzeć porównaniu do żyjącego okło 100 lat później Hiszpana Ibn Arabiego. Jeden i drugi głosili doktrynę, że nie da się prawdziwego poznania dokonać dzięki teologii, ani filozofii, a jedynie dzięki bezpośredniemu doświadczeniu mistycznemu. Jednak Ibn Arabi odrzuca jako środki na drodze do duchowej wolności teologię i filozofię, prowadząc inspirującą i wyszukaną intelektualnie argumentację, wynikającą z jednej strony z głębokiej znajomości teologii i filozofii, a z drugiej strony – z oświecającego doświadczenia mistycznego. A Al Ghazali… No właśnie, po pierwsze teologię niby odrzuca, ale nie odrzuca jej ostatecznie, bo każde swoje działania poznawcze uzgadnia z koncepcjami teologicznymi, w które wierzy, a filozofię odrzuca, bo… nie zna jej zbyt dogłębnie. Trzeba jednak powiedzieć, że choć przykro by było, gdyby sufizm zakończył się na Al Ghazalim to zainspirował on i wciąż inspiruje wiele osób, wiele się możemy od niego nauczyć, a i być może bez jego, czasem udanych a czasem nie, prób odnalezienia wolności poznania Ibn Arabi nie miałby dobrego punktu wyjścia.

Tak czy inaczej w tekstach Al Ghazaliego znajdziemy wiele inspiracji do praktyki oraz praktycznych wskazówek. W swoim traktacie „Al-Munkidh min ad-dalal” (Wybawiciel z błędu), swoistej duchowej autobiografii, opisuje swoją drogę od różnych doktryn filozoficznych i teologicznych, do odnalezienia się w sufizmie (mistycyzmie). Część traktatu, w której omawia drogę sufich, zaczyna następującymi słowami: „Gdy porzuciłem inne dziedziny wiedzy [różne szkoły filozofii i teologii – przyp. MW] przeniosłem swoją uwagę ku podążaniu drogą sufich. Wiedziałem już, że ich szczególna droga jest urzeczywistniania przez jedność teorii i praktyki”. I tu od razu na samym początku opisu swojej przygody z mistycyzmem, Al Ghazali porusza bardzo ważny wątek. Mistycyzm, choć niesie urzeczywistnienie przez bezpośrednie doświadczenie rozpuszczenia w bezwarunkowej miłości, nie jest ani antyintelektualny, jak niektórzy chcą go widzieć, ani nie jest jedynie ścieżką poddania się, odpuszczenia – musi zawierać w sobie ów pierwiastek praktyki, działania. W końcu, gdy spojrzymy na tradycyjne zasady sufickiej ścieżki uważności, to na pewno od razu rzuci nam się w oczy druga z nich: „Uważnie stawiaj kroki!„, będąca zachętą do tego, co wedyjscy jogini nazywają karma jogą czyli do działania w zgodzie ze swoją powinnością (dharmą), do robienia tego, co jest do zrobienia, nie ze względu na cel, ale na ową wewnętrzną powinność właśnie. Ktoś, kto nie potrafi działać, realizować zadań, nie ma kwalifikacji do podążania duchową ścieżką. Podobnie, ktoś, kto nie wykorzystuje potencjału intelektu, nie będzie w stanie wznieść się ponad jego ograniczenia na dalszej ścieżce. By wypracować w sobie nieprzywiązanie wobec czegoś, by to porzucić, musimy najpierw nad tym zapanować. Zwróćmy uwagę na to znamienne ostrzeżenie od Hazrata Inayata Khana„Wyrzeczenie się tego, czego nie potrafimy zyskać, nie jest prawdziwym wyrzeczeniem, a słabością.” Pamiętajmy też o ścieżce nauki, jaką obierało wielu wybitnych sufich, zarówno klasycznych jak chociażby wspomniany Ibn Arabi, jak postklasycznych mistyków indyjskiego sufizmu: uczenie się mistycyzmu przez tradycyjny trening ezoteryczny z równoległymi studiami nad suficką historią i tekstami.

W dalszej części tekstu autor „Wybawiciela z błędu” stwierdza, że wiedząc, iż dla niego samego teoretyczna warstwa sufizmu jest łatwiejszą drogą, rozpoczął swoją drogę od teoretycznych studiów na traktatami wielkich sufich, szczególnie Al-Dżunajda, Al-Szibliego i Abu Jazida. Wkrótce jednak dokonuje pewnego odkrycia: „Stało się wówczas dla mnie jasne, że ich [wymienionych wyżej nauczycieli – przyp. MW] najbardziej charakterystyczną cechą jest coś, czego nie da się osiągnąć przez studiowanie, a raczej przez bezpośrednie posmakowanie stanu mistycznego uniesienia i urzeczywistnienia [boskich] atrybutów”. Żyjący 150 lat później Dżelaluddin Rumi wyraził podobne odkrycie słowami: „Nie docenisz upojenia tym winem, dopóki go nie skosztujesz”… Kontynuując ten wątek Al Ghazali podkreśla: „Byłem z całą stanowczością przekonany, że sufi byli mistrzami stanów, a nie jedynie dostarczycielami słów.” Oczywiście pisząc o sufich jako „mistrzach stanów”, mistyk odnosi się do idei stacji i stanów zaledwie 70 lat starszego od niego Al Quszajriego, a najwyższym ze stanów jest doświadczenie fana’ i baqa’ (a więc rozpuszczenia się w niczym nieuwarunkowanej pełnej miłości Obecności).

Nasz bohater zasługuje na podziw w swoim oddaniu uważnej praktyce. „[…] uważnie przyjrzałem się moim uwarunkowaniom i dostrzegłem, że byłem zanurzony w rozmaitych przywiązaniach, które pętały mnie z wszystkich stron. Przyjrzałem się także swoim działaniom […] i dostrzegłem, że angażowałem się w rzeczy nieistotne i bezużyteczne w tej pielgrzymce do wieczności. Medytując nad swoimi motywami bycia nauczycielem, zorientowałem się, […] że przede wszystkim inspirowało mnie i motywowało poszukiwanie sławy i prestiżu”. I to stwierdziwszy, Al Ghazali, w 1095, rezygnuje z posady głowy Akademii Nizamija w Bagdadzie, opuszcza Bagdad i zostaje wędrownym derwiszem. Przez kolejnych 10 lat wędruje i oddaje się medytacji, by na sam koniec życia założyć szkołę mistyczną w swojej rodzinnej miejscowości Tus. Samo opuszczenie Bagdadu i porzucenie szanowanej pozycji nie było proste, autor „Wybawiciela z błędu” opisuje w traktacie swoje wewnętrzne zmagania, które doprowadziły go do pewnego rodzaju poczucia bezsilności.

Co ciekawe, dla wielu na ścieżce, ów moment ogromnej bezsilności i pewnej desperacji, okazuje się okazją do odnalezienia siebie i swojej ścieżki. Sam Al Ghazali opisuje swój kryzys tak: „Gdy doświadczyłem swojej bezsilności, a moja zdolność podejmowania decyzji była już tylko odległym wspomnieniem, uciekłem do Najwyższego Boga niczym człowiek przygnieciony przez trudności, który nie widzi dla siebie ratunku. I Bóg mi odpowiedział […] i sprawił, że moje serce z łatwością odwróciło się od sławy, pieniędzy […]”. 

Samą esencję swojej praktyki, tak jak jej doświadczył w swojej samotnej medytacji i wędrówkach, opisuje w ten sposób: „Jak można by opisać tego typu ścieżkę? Jej czystość – która jest pierwszym jej wymogiem – jest całkowitym oczyszczeniem serca z czegokolwiek innego niż boska Obecność. Kluczem do tej ścieżki jest […] całkowite rozpuszczenie serca w pamięci o Bogu.” Tu sufi odnosi się do praktyki, którą mistycy tego nurtu nazywają zikar (lub dhikr) i której esencją jest doświadczenie tego, że „Nic nie istnieje oprócz Boga, tylko Bóg istnieje”, a więc urzeczywistnienie etapu, w których z czymkolwiek się stykamy – wchodzimy z tym w kontakt na poziomie jednej wspólnej Esencji, która stoi za wszystkim, a nie na poziomie zewnętrznej formy.

Jak widać, wiele się z historii Al Ghazaliego możemy nauczyć. Nie chcę jednak zbanalizować tego nauczania przez podsumowanie go w punktach, wolałbym, żeby czytelnik tego tekstu choć trochę postarał się odbyć tę duchową podróż z jej bohaterem. Powodzenia!

Share This