Od dłuższego czasu raczej rzadko piszę o jodze w kontekście asan na tym blogu, a więcej się pojawia tematów związanych z mistycyzmem i medytacją. Jednak jestem też współadministratorem facebookowej grupy o terapii jogą i padło tam pytanie o praktykę jogi w kontekście SM (stwardnienia rozsianego). Zdarzyło mi się na przestrzeni wielu lat nauczania jogi uczyć trochę osób z tą chorobą, dlatego pozwoliłem sobie odpowiedzieć na grupie, a następnie napisać krótką notkę na ten temat tutaj na blogu. Prawdopodobnie nie odnajdziecie tutaj wielu odkrywczych rzeczy, ale przynajmniej zebrane w jednym miejscu.
Generalnie jest tylko jedna ogólna zasada dotycząca wszystkich cierpiących na SM: nie przegrzewać się, pozostałe rzeczy zależą od stanu, w którym dana osoba jest (a może być różny – od zera objawów po poważną niepełnosprawność ruchową, utratę wzroku, słuchu itp.). Jeśli ktoś jest nauczycielem osób z SM to jest jeszcze jedna zasada, której warto się trzymać: z moich obserwacji osoby z SM nie lubią być traktowane jak niepełnosprawne, chore itp. (i ja się temu nie dziwię). Żeby nie przegrzewać się w trakcie praktyki warto wdrożyć synchronizację ruchu z oddechem, o której piszę na tej stronie. Dobrze nauczyć się oddychać powoli (tempo około 4-6 sekund wdech – 4-6 sekund wydech, miękki, spokojny oddech), a jak oddech zaczyna wymykać się spod kontroli to zatrzymywać się, uspokajać go itp. Tempo mniej więcej takie jak np. w poniższym wideo Agnieszki Wielobób.
Ponadto dobrze, by praktyka była zrównoważona w kwestii dynamika vs. statyka (z nieco większym naciskiem na dynamikę, tempo takie jak na wyżej podlinkowanym filmie); i zrównoważona pod względem uruchamiania całego ciała, także miejsc przykurczonych z uszanowaniem ich zakresu (różne grupy pozycji i różne zakresy). Praktyki raczej nie za długie (20-40 minut), nie przesadzać z intensywnością (lepiej trochę za mało niż trochę za dużo), relaks na koniec, można włączyć pranajamę, polecałbym przede wszystkim w tym kontekście dwie:
1. 20 oddechów oczyszczających;
2. pranajamę projekcyjną.
Na osoby z SM, z którymi miałem okazję popracować bardziej indywidualnie, dobry wpływ miały medytacyjne ćwiczenia świadomości ciała (szczególnie tzw. focusing, s. 55-60 w książce wymienionej w dalszej części zdania), które znajdziecie w jednym z rozdziałów mojej książki pt. „Uważność w praktyce” (s. 45-61).
Na pewnym etapie osoby z SM mogą mieć problemy z równowagą, ja jak tylko się da zniechęcam do opierania się o ścianę, raczej polecam stanie blisko ściany z możliwością podparcia się, wówczas aktywuje się mięśnie głębokie i pracuje nad równowagą.
Dobrze też nie robić cały czas tej samej praktyki, tylko wprowadzać nowe elementy, niekoniecznie jakieś wyszukane, raczej chodzi o zmiany, które stymulują plastyczność układu nerwowego. Gdy samopoczucie jest naprawdę złe to tylko powyższe pranajamy i coś co polepsza humor i dobre towarzystwo.
Oczywiście cała reszta praktyki zależy od aktualnego stanu danej osoby. Narzędzia jogiczne, nawet same asany dają nam duży wpływ na zmianę samopoczucia, jeśli tylko dobrze umiemy zastosować jogiczne narzędzia, o których wspominałem w tym tekście.
relaksacja mięśni wpływa pozytywnie na obciążenie układu nerwowego które w przypadku chorób demielinizacyjnych takich właśnie jak stwardnienie rozsiane czy choroba balu jest najlepszą formą pomagania sobie http://www.stwardnienieforum.pl/co-moge-zrobic-aby-zachowac-zdrowie-tak-dlugo-jak-to-mozliwe-pomimo-mojego-stwardnienia-rozsianego/ oprócz farmakoterapii joga rzeczywiście w moim przypadku zadziałała. Ale prócz tego jest dużo innych działań które możemy wykonać w przypadku stwardnienia rozsianego aby pomóc sobie i spowolnić postęp choroby.
A tak swoją drogą Dziękuje ci Maćku za super blog który prowadzisz czytam go często i podobają mi się twoje posty. Właśnie kupiłam książkę. Jest super.
Dziękuję Ania za komentarz i link, jak również za miłe słowa! A którą książkę kupiłaś teraz? 🙂
Panie Macieju, to super, że odnosi się Pan w tym artykule do choroby, na którą cierpię. Może słowo „cierpię” to w moim przypadku za mocno powiedziane, bo i tak uważam, że choroba jakby łagodnie mnie traktuje. Mam 53 lata, a choruję od 28 lat. Wprawdzie choroba prawdziwie objawiła się dopiero po ukończeniu 45 roku życia, ale to nie oznacza, że nigdy nic z sobą nie robiłem. Szczególnie od roku coś znowu dobrego dzieje się z moim ciałem, bo uprawiam jogę w domu, A teraz kiedy trafiłem na Pana, to już w ogóle jest dobrze. Tylko tak trzymać i słuchać takich ludzi, jak Pan. Dziękuję 🙂
Cześć 😉
Też mam SM i praktykuje jogę od 8 lat, codziennie w domu. Dokładnie jak napisałeś, miksuję różne zestawy. Uspokajam praktyka umysł, ciało, oddech. Dokładnie, delikatna praktyka, to nie może być żaden killer
Polecam serdecznie każdemu, delikatne wzmocnienie, rozciąganie, oddech, wizualizacja w praktyce. Pozdrawiam cieplo