Jednym z ważnych elementów pracy na medytacyjnej ścieżce jest nauka radzenia sobie ze swoimi emocjami. Poza pewnymi wyjątkami praca w życiu codziennym jest trudniejsza niż w praktyce formalnej, ponieważ wychodzimy z bezpiecznego laboratorium naszego kącika do medytacji. Jednakże jak najbardziej możemy przenieść w codzienne zmagania prawidła medytacyjnej pracy z przeżyciami, które przedstawiam poniżej w 3 etapach.
1. Rozpoznaj emocję, zaakceptuj ją i pozwól sobie ją przeżyć!
Pierwszym krokiem jest przyznanie się przed samym sobą, że doświadczamy jakiegoś przeżycia. Nie cenzuruj tego, co czujesz. Być może niekoniecznie chciałbyś się pochwalić tym przed innymi, ale nie obwiniaj się o swoje emocje, wynikają one po prostu z różnego rodzaju uwarunkowań, których doświadczyłaś(eś). Zaakceptuj tę emocję, życzliwie ją przyjmij i, nie oceniając jej, nie nazywając, nic jej nie ujmując, ani nie dodając, pozwól sobie ją przeżyć taką, jaką jest.
2. Uruchom uważność!
Gdy pozwolisz sobie doświadczyć danej emocji, nie podążaj za nawykową reakcją, a chwile się zatrzymaj nad tym doświadczeniem. Bądź obecny – zarówno w doświadczeniu na poziomie psychologicznym, jak i w tym, co się dzieje z Twoim ciałem i oddechem. Nie prowadź jednak analizy, po prostu obejmij te wszystkie procesy swoją uważnością, niejako rozlej po nich swoją uwagę.
3. Porzuć identyfikację z przeżyciem!
Gdy doświadczamy silnych przeżyć, takich jak lęk czy gniew, jesteśmy w stanie zaprzeczyć swojemu systemowi wartości i z owego lęku czy gniewu uczynić w danym momencie najwyższą wartość. Ważniejszą np. od dobra naszych bliskich czy czegokolwiek, co naprawdę jest ważne dla nas. Podejmujemy wówczas automatyczne działanie, w pełni utożsamiając się ze swoimi emocjami. Automatycznie działamy też doświadczając wielu emocji, które nie są bardzo nasilone. Gdy jednak porzucamy identyfikację z przeżyciem, nie utożsamiamy się z nim, możemy powstrzymać się od nawykowej, automatycznej reakcji, ale i w zdrowy sposób oddzielić się od źródła tej emocji.
Nie należy mylić nieidentyfikowania się z przeżyciem z wypieraniem go. Gdy wypieramy – nie dopuszczamy do siebie emocji lub odcinamy się od nich. Z kolei porzucając utożsamianie się – pozwalamy sobie przeżyć emocję, akceptujemy ją, ale nie podążamy za automatyczną reakcją, zachowujemy autonomię.
Powodzenia!
Super lekcja. Myślę że punkt 3 czyli porzucenie identyfikacji z emocją jest najtrudniejsze do wykonania lecz nie nie możliwe. Pozdrawiam.
Och, a moim zdaniem najtrudniejszy jest właśnie początek – nieoceniające przeżycie emocji.
Dzięki za ten wpis. W moim odczuciu jest to najważniejsza wskazówka, jakiej można udzielić medytującej_cemu.
Tak, zdecydowanie nawyk oceniania jest najtrudniejszą barierą. Sufi dodaliby oceniania i interpretowania. I faktycznie to esencjonalna nauka ważna nie tylko na początku. Pozdrawiam ciepło!
Bardzo trudno jest gdy czynnik wywołujący negatywne silne emocje powtarza się wiele razy i nie mamy na to wpływu. Z każdym zdarzeniem pojedynczym nie ma problemu.
Tak, problem jest rzeczywiście w powtarzalnym działaniu, które wytwarza w nas pewne automatyczne nawyki. Ale oczywiście to również jest możliwe do skorygowania, trzeba tylko zaczynać od stosowania opisanej pracy w prostych sytuacjach, uzbroić się w cierpliwość i efekty po jakimś czasie przyjdą, także w tych powtarzających się. Warto też pamiętać, że nawet pewien dyskomfort emocjonalny jest pewną informacją dla nas, więc najpierw warto posłuchać co nam chce powiedzieć 🙂 Pozdrawiam!
hmm no mam problem..automatyzm działania niweczy całą wiedzę.
To prawda, że tak właśnie działa automatyzm 🙁 Ale krok po kroku oduczając się go, udaje się nam go porzucać. Powodzenia!
Mam nerwicę lękową, nawrót po latach. Dziękuję za ten wpis. Wszystkiego dobrego 🙂
Cieszę się, że mogłem jakoś pomóc. W razie potrzeb proszę pisać do mnie 🙂
Co to znaczy porzucić identyfikację z przeżyciem? Ta część jest dla mnie zupełnie niezrozumiała. Czy mogłabym poprosić o konkretny przykład życiowy:)
Proszę spojrzeć na ten artykuł na ile wyjaśnia to pytanie: https://maciejwielobob.pl/2015/10/identyfikacja/
Co do przykładów życiowych owe granice są płynne, dlatego przykład byłby raczej mętny. Proszę dać mi znać na ile jasne były moje wyjaśnienia w podlinkowanym powyżej tekście, a jak wymagają dalszych wyjaśnień to oczywiście ich udzielę 🙂
Ja bym dodał jeden komentarz, z którym może się Maćku nie zgodzisz, ale z punktu widzenia np. osoby zaburzonej emocjonalnie może on być istotny. Otóż kiedy osoba mocno odcięta od swoich emocji, zaczyna dzięki czy to praktyce uważności, czy medytacji, czy takiej czy innej formie samoobserwacji dostrzegać swoje emocje, to czasem (szczególnie na początku), bywa tak, że nazywanie i rozróżnianie analityczne danej emocji od innej jest istotne, aby oswoić się z niejako „nowym” środowiskiem doświadczenia, jakim są wypierane przez lata emocje i umieć je nazwać / odróżnić od siebie. Na następnych etapach świadomościowej / medytacyjnej pracy, zapewne warto porzucić ten nawyk nazywania / klasyfikowania emocji, ale na takim początkowym właśnie etapie łączności ze swoimi emocjami / odczuciami w ciele / uczuciami, uważam, że jest to potrzebne, żeby nie powiedzieć, że w pewien sposób niezbędne (a, że znowu mówię z własnego doświadczenia i z kilku konsultacji z kilkoma doświadczonymi psychoterapeutami, to myślę, że mimo wszystko mam rację). Zgodzisz się ze mną ?
Oczywiście umiejętność nazywania emocji i potrzeb jest potrzebna. Trzeba też nauczyć się o nich mówić, bo to podstawa nieagresywnej komunikacji. TUtaj jednak skupiam się na czymś innym: na byciu z przeżyciem w trakcie samego przeżycia. Wówczas nienazywanie pomaga je doświadczyć w pełni.