Mówi się, że w tradycji arabskiej istniała dawniej idea „cywilizowanej wojny”. Zanim przeciwne armie się starły, obie strony wysyłały do siebie poetów, którzy toczyli pojedynek słowny. Jeśli to nie rozstrzygało sprawy, każda ze stron wysyłała największego ze swych wojowników i toczyli oni ze sobą walkę, która rozstrzygała bitwę, bez narażania życia i zdrowia całej armii. Nie wiem o ile kwestia z poetami jest prawdziwa, ale niewątpliwie istniała jeszcze przedmuzułmańska tradycja walk w pojedynkę.

W jednej z przypowieści, którą opowiada nam Mewlana Rumi, wielki suficki nauczyciel i poeta, armia Proroka Mahometa ściera się z armią pogańskich opresorów. Do pojedynku wojowników poganie wybierają potężnego siłacza, najsilniejszego z silnych, największego z wielkich, dosłownie człowieka-górę. Gdy wojownicy, będący po stronie Mahometa widzą go, nikt nie kwapi się do z góry przegranej walki. Jedynie młody i stosunkowo drobny brat stryjeczny i zięć Mahometa, imam Ali, zgłasza się na ochotnika. Człowiek-góra niejednokrotnie walczył w tego typu pojedynkach i zawsze zwyciężał. Jednak gdy przystępują do walki, dużo mniejszy Ali ostatecznie powala go i – gdy opada pył – ku zdziwieniu wszystkich, ukazuje im się widok młodzieńca siedzącego na klatce piersiowej swojego potężnego przeciwnika, dobywającego właśnie sztyletu, by zadać ostateczny cios.

Gigantyczny przeciwnik Alego jest tak niesamowicie zdegustowany i wściekły z bezsilności, że z furią spluwa swemu młodemu pogromcy w twarz. Gdy to się stało, Ali zatrzymał się, schował sztylet i wstał. Zaczął chodzić tam i z powrotem obok pokonanego przeciwnika. Człowiek-góra zaskoczony podniósł głowę i zapytał: „O co chodzi? Przecież pokonałeś mnie i wystarczyło tylko, byś mnie dobił. Czemu tego nie zrobiłeś?”

Ali spojrzał na niego i powiedział: „Być może wydaje ci się, że to ty jesteś tu siłaczem, ale w rzeczywistości jest inaczej. Prawdziwa moc nie leży w sile fizycznej, ani rozmiarze mięśni, ale w tym, że wiatry gniewu nie rzucają tobą, gdzie chcą. Jestem prawdziwą górą, która jest zakorzeniona i uziemiona, a jedyne, co mnie porywa to ujrzenie boskiej twarzy. Oplułeś mnie – mówi szczerze dalej – i wściekłem się. Nie chciałem, by to była motywacja mojego działania”.

Ali i jego potężny przeciwnik rozmawiają jeszcze chwilę i podziw człowieka-góry rósł z każdą minutą, aż przeszedł na stronę Alego, pragnąc tak jak ten drobny wojownik, również mieć panowanie nad swoimi wewnętrznymi demonami, nad swoim nafs (niższym ja). Odezwał się jeszcze raz: „Myślę jednak, że jest jeszcze coś więcej. Gdy mnie powaliłeś i dobywając sztyletu, spojrzałeś mi w oczy, coś zobaczyłeś. I to coś, sprawiło, że się zawahałeś. Co to było? Proszę, powiedz.”

Po dłuższej chwili milczenia Ali odpowiedział: „Gdy siedziałem na tobie i miałem cię właśnie dobić, spojrzałem na ciebie i w twoich oczach zobaczyłem swoje odbicie. Zdałem sobie sprawę, że gdybym cię zabił, to zabiłbym siebie”.

Share This