Jest pewna przypadłość, na którą zapadają ludzie podążający różnymi ścieżkami rozwoju. Nazywam ją „narzędzioza”. Pojawia się jakiś życiowy dyskomfort i ktoś się zastanawia jakiego narzędzia rozwojowego, medytacyjnego czy jogicznego użyć, żeby sobie w tym cierpieniu ulżyć. Np. nieraz słyszałem, że ktoś z moich uczniów doświadcza goryczy żałoby, może napadów gniewu, a może głębokiego smutku i szuka narzędzia, za pomocą którego ulży swojemu cierpieniu. Oczywiście to naturalna rzecz, ta chęć usunięcia swojego cierpienia, to podstawa współczucia do siebie. Jednak, gdy używamy narzędzia do doraźnego zaprzestania doświadczenia bólu, to używamy je do odcięcia się od czucia. Żałobę, smutek, żal, gniew itp. trzeba przeżyć, inaczej utkwią w nas i będą warunkować nas wiele lat, może całe życie.

Zwróćcie uwagę, że w każdej tradycyjnej ścieżce, prawidłowo praktykowanej, czy to w sufizmie, czy buddyzmie czy w wedyjskich ścieżkach, w ich wersji tradycyjnej, a nie – pardon my French – „słodko pierdzącej”, jest zawsze motyw świadomego doświadczania swojego cierpienia. Jakże niemodny stał się w wielu współcześnie promowanych nurtach rozwojowych, podczas gdy jest niezbędnym elementem ścieżki.

Nie zrozummy się źle: narzędzia są ok, są potrzebne na ścieżce. Technika medytacji staje się dźwignią do uruchomienia pewnych procesów, inne narzędzia też są niezwykle pomocne. Ale nie są stworzone jako pigułka otępiająca, a jako coś, co należy użyć do zwiększania swojego czucia z jednej strony, a z drugiej do budowania swojego spokoju, niezależności, wolności, autonomii.

Gdy dotyka nas fizyczny czy psychiczny ból, czasem staje się to trudne do dźwignięcia i po to jest wsparcie – wsparcie nauczyciela na ścieżce, wsparcie (funkcjonującej na zdrowych zasadach) grupy, przyjaciół, a może – w pewnych przypadkach – psychoterapeuty czy nawet psychiatry. Nikt z nas nie jest self-made manem, a najbardziej nimi nie są ci, co twierdzą, że są. Czasem zwrócenie się po wsparcie, pomoc jest wyrazem najgłębszej mądrości i wolności. Trzymajcie się! A jak nie macie się do kogo zwrócić – napiszcie do mnie!

Maciek

Share This