W zasadzie prawie na każdym odosobnieniu lub warsztacie medytacji wraca temat zasypiania w trakcie medytacji. Chyba każdej osobie medytującej zdarzyło się to przynajmniej raz. Znam nawet takich, którzy mówią, że trudno im zasnąć wieczorem, ale w trakcie medytacji śpi im się doskonale. Kto nigdy nie zasnął w trakcie praktyki, niechaj pierwszy rzuci kamień… 😉
Ja również nie jestem wolny od tego „grzechu”, a wręcz udało mi się kiedyś zasnąć podczas praktyki, w której wydaje się to niemożliwe. A konkretnie zdarzyło mi się to w trakcie zikara, sufickiej medytacji z mantrą, w której oprócz głośnej intonacji mantry, wykonuje się jeszcze dosyć obszerny obrót tułowia zsynchronizowany z intonacją. No i ja właśnie przysnąłem sobie pod koniec tego obrotu, wylatując tym sposobem z orbity i zderzając się głową z kaloryferem (miejsce do medytacji w moim ówczesnym mieszkaniu było w wąskiej wnęce). Był jeden pozytywny efekt tego zdarzenia, przez dłuższy czas potem już nie zasypiałem w trakcie praktyki…
Tak czy inaczej, chociaż w medytacji chcielibyśmy utrzymywać neutralny stan (ani senny, ani pobudzony), to zasypianie się zdarza i jest normalne. Pierwszą kwestią, którą należałoby zweryfikować w takim przypadku jest oczywiście to na ile się wysypiamy. Jeżeli za mało śpimy lub podejmujemy dużo wycieńczających aktywności w ciągu dnia, a mało czasu poświęcamy na regenerację, to żadne sprytne triki nie uchronią nas przed odpływaniem w ramiona Morfeusza. Prostą kwestią, o którą również jest warto zadbać, jest przewietrzenie pomieszczenia, w którym praktykujemy. Niektórym pomaga również zmiana pory dnia na praktykę, a innym zweryfikowanie czy pozycja ciała nie jest przesadnie luźna i przygarbiona.
Natomiast czasami zdarza się, że jesteśmy wypoczęci, pomieszczenie jest wywietrzone, nie medytujemy w trakcie trawienia obiadu etc., a jednak pojawia się senność. Nie wiem czy to podniesie Was na duchu, ale dla większości osób jest to niezbywalna część procesu praktyki. Pod warunkiem, że odpowiednio tę senność przeżyjemy, to nie będzie trwała wiecznie. A jak odpowiednio doświadczać senności? Po prostu potraktować ją uważnie, jak każde inne doświadczenie, które może pojawić się w trakcie medytacji. Powinniśmy pozwolić ją sobie doświadczyć, pozwolić sobie ją przeżyć, nie starać się jej pozbyć, nie odcinać się od niej, ale też nie identyfikować się z nią, nie dawać się jej pociągnąć za sobie. Po prostu doświadczyć ją taką, jaką jest.
Oczywiście, praktyka pokazuje, że przeżywanie senności bez identyfikowania się z nią, jest bez wątpienia trudne. Ale z czasem nasze uważne nastawienie przyniesie określone efekty. Powodzenia!
Drogi Maćku, proszę sprecyzuj – bo nie rozumiem zupełnie – jak można: „pozwolić ją sobie doświadczyć, pozwolić sobie ją przeżyć, nie starać się jej pozbyć, nie odcinać się od niej, ale też nie identyfikować się z nią, nie dawać się jej pociągnąć za sobie. Po prostu doświadczyć ją taką, jaką jest.'”
W sensie jak się już zaśnie, to ciężko nie identyfikować się z tym?!
Ciekawy wpis – ale proszę napisz coś jeszcze. Ja cierpliwie praktykuję, czasami zdarzają mi się drzemki, ale z pokorą wracam od razu do dalszej medytacji.
Właśnie pozwolenie sobie na doświadczenie senności nie musi oznaczać zasypiania. Prześledźmy sytuację. Medytujemy lub relaksujemy się i pojawia się senność. Zazwyczaj ktoś kto medytuje nie chce zasnąć, więc często odcina się lub ucieka od tego doświadczenia: stara się jakoś otrzeźwić, otworzyć na chwilę oczy, wziąć głębszy wdech, zmienić pozycję itp. Inni poddają się senności i zasypiają, to jest identyfikacja. Ale możemy sobie pozwolić przeżyć to, że jesteśmy senni, a jednak pozostać uważną/uważnym. Nie odcinać się od doświadczenia, ale też nie iść za nim. (Jest to oczywiście dosyć trudne w wypadku senności, ale cóż…)
Dziękuję 😉
Dobre! i… to jest tak proste i oczywiste ze aż brzmi jak dobry żart 😉