Gdy w poszukiwaniu różnych dróg rozwojowych, podejmujemy praktykę medytacyjną – rozpoczynamy proces oduczania się, odwarunkowywania, porzucania swojego automatyzmu. Jak wielu z nas wie, jest to proces momentami dosyć bolesny. Niejednokrotnie poddajemy się wtedy fantazji, że gdyby wychowano nas w dzieciństwie zgodnie z doświadczeniem, które mamy teraz po latach codziennej praktyki medytacji, byłoby nam sporo lżej. A gdy jesteśmy rodzicami lub wychowawcami, którzy mają swoje doświadczenia z rozwojem osobistym, medytacją itp. to naturalnie zastanawiamy się jak wspomóc rozwój dziecka w taki sposób, żeby przekazać mu to, co jest mu potrzebne do radzenia sobie w społeczeństwie i do życia wewnętrznego, a nie przekazywać mu całego niepotrzebnego balastu ograniczających przekonań, irracjonalnych zachowań itp.
Z tego właśnie powodu niektórzy mistycy podejmowali temat wychowania. Ze znanych mi osób najobszerniej o edukacji wypowiadał się Hazrat Inayat Khan, poświęcając jej jedną ze swoich książek. Nie będę w tym artykule streszczał koncepcji wychowawczych tego mistyka, ani też – ze względu na wymaganą objętość – nie będę się starał się wyjaśniać wszelkich implikacji doświadczenia medytacyjnego w procesie wychowawczym. Natomiast postaram się nakreślić 3 zagadnienia wychowawcze, najważniejsze – według mnie – z perspektywy mistycznej.
Po pierwsze według mistyków najważniejszych okresem w wychowaniu dziecka są pierwsze lata życia dziecka. Nowo narodzone dziecko jest już w pewien sposób uwarunkowane, ale te uwarunkowania są bardzo subtelne i każde mocniejsze oddziaływanie – czy to dobre czy złe – może je zatrzeć. Dlatego ten pierwszy okres życia dziecka wiąże się niewątpliwie z największą odpowiedzialnością rodzica. Oczywiście każdy rodzic wie, że nie ma tak naprawdę możliwości wychować dziecka idealnie – nawet jeśli przyjmujemy pewne trafne założenia i udaje nam się je realizować, to przecież przeżywamy lęki, gniew itp. i w ten sposób, pośrednio też oddziałujemy na dziecko. To jednak nie znaczy, że nie powinniśmy podejmować żadnych starań. I tu rodzi się pytanie od czego zacząć. I to jest drugi element, o którym chciałbym wspomnieć.
Zanim nastąpią oddziaływania, które nazwalibyśmy edukacją sensu stricto, tak naprawdę rodzic musi nawiązać z dzieckiem przyjaźń. Z perspektywy mistycznej (i chyba nie tylko mistycznej), proces wychowania nie powinien być oparty o budzenie lęku u dziecka, a właśnie o zbudowanie opartej o przyjaźń i wzajemne zaufanie relacji. Inayat Khan zauważa, że są dwa sposoby na wywieranie wpływu na kogoś: „Jeden sposób to pokonanie kogoś, drugi to zostanie przyjaciółmi. Przez pokonanie kogoś zmniejszasz siłę woli osoby, na którą oddziałujesz. Przez zaprzyjaźnienie się, zwiększasz siłę woli tej osoby, jednocześnie jej pomagając.”
Choć było to już trochę lat temu, pamiętam do dziś jedne z zajęć z psychologii wychowawczej na moich studiach. Na tych zajęciach, prowadząca pani doktor rozdzieliła od siebie postawę miłości i postawę przyjaźni rodzica wobec dziecka, jak również postawiła tezę, że jedna i druga musi zaistnieć w relacji rodzic-dziecko. Ponadto powiązała przyjaźń z akceptacją. Mimo upływu lat zapamiętałem te zajęcia, ponieważ dosyć żywo dyskutowaliśmy z kolegą na temat postawienia przez panią doktor znaku równości między przyjaźnią i akceptacją, wówczas nie do końca się zgadzając z tą tezą. Jednak dziś, dużo bliżej by mi było do takiego stwierdzenia. Bo nawet jeśli nie można dosłownie zdefiniować przyjaźni jako akceptację, to na pewno kamieniem węgielnym przyjaźni jest właśnie praktycznie bezwarunkowa akceptacja.
Czyli jeśli wiążemy przyjaźń z akceptacją to można powiedzieć, że podstawą jakichkolwiek oddziaływań wychowawczych jest kreowanie przez rodzica czy wychowawcę warunków, w których dziecko będzie czuć się akceptowane. Dzięki temu będzie odczuwać, że jest w pełni bezpieczne, poznając świat, komunikując swoje odczucia, myśli, emocje, wątpliwości. Oczywiście należy pamiętać, że rodzic musi naprawdę akceptować swoje dziecko, a nie tylko komunikować coś, czego nie czuje. Jeden z najwybitniejszych pedagogów i psychologów amerykańskich ubiegłego stulecia, dr Thomas Gordon (1918-2002), powiedział: „Kiedy jakiś człowiek przeżywa wobec innego człowieka prawdziwą, niefałszowaną akceptację i pozwoli mu ją odczuć, ma możność stać się dla niego ogromną pomocą”.
Oprócz samego odczuwania akceptacji, istotne jest oczywiście jej komunikowanie dziecku. Zaczynając od różnych niewerbalnych form komunikowania akceptacji, im dziecko jest starsze, tym formy werbalne są bardziej istotne. Niewłaściwa komunikacja może zniszczyć cała atmosferę przyjaźni i zniszczyć przestrzeń dla rozwoju dziecka. Język wskazujący na brak akceptacji będzie nie tylko odpychał, ale również pokazywał egocentryzm rodzica i brak szacunku do swojej córki czy syna. Z kolei poprzez wyrażanie przez rodzica akceptacji dziecko ma odczuć, że może wyrażać spostrzeżenia sprzeczne z punktem widzenia taty czy mamy, jak również, że może rozmawiać nawet o sprawach, o których z nikim innym nie rozmawia; że niezależnie od tego, co powie, będzie akceptowane. Oprócz tego, że stanowi to doskonały punkt wyjścia do dalszego wychowania, to jednocześnie dziecko przez osobisty przykład rodzica uczy się komunikować w taki sam sposób.
Trzecim istotnym punktem w wychowaniu dla mnie jest – co zapewne dla wielu osób będzie szokujące – porzucenie systemu kar i nagród. Nie dość, że zamiast na przyczynie zachowania dziecka skupiamy się jedynie na usunięciu kłopotliwego dla nas objawu, to po prostu z perspektywy psychologii medytacyjnej kary i nagrody są niczym innym jak sposobem warunkowania dziecka. Jeśli chcemy wychować wolnego człowieka to droga do tego nie zmierza przez ubezwłasnowolnienie i okazywanie warunkowej akceptacji przez rodzica/ wychowawcę. Oczywiście porzucenie nagród i kar wymaga tego, by pozwolić dziecku ponosić naturalne konsekwencje czynów, których dokonuje.
* * *
Trochę nie w związku z główną nicią moich rozważań, ale w zgodzie z tematem wychowania dzieci, pozwolę sobie jeszcze na krótkie wspomnienie. Gdy urodził się mój syn Tymon, mój nauczyciel – H.J. Witteveen – podzielił się ze mną błogosławieństwem, które Inayat Khan polecał powtarzać dzieciom. Dziś ja chciałbym się podzielić nim z Wami. Tradycyjnie powtarza się je, kładąc dziecko do spania.
„Dobrego zdrowia, długiego życia, właściwego przewodnictwa z góry,
dobrobytu, sukcesu, szczęścia i miłości.”
świetny artykuł 🙂
Dzięki, ekspresowy jesteś. Ledwo wrzuciłem artykuł 🙂
Super! Bardzo przyjemna lektura. Blisko tego co stara sie przekazać Agnieszka Stein (rodzicielstwo bliskość). Jak dla mnie (jako ojca) byłoby miło częściej czytać coś w tej tematyce Twego autorstwa 🙂 pozdrawiam!
Dzięki Michał za dobre słowo. Agnieszki Stein nie kojarzę, ale obiecuję nadrobić w wolnej chwili. Co do artykułów pedagogicznych to – że tak powiem – nie wykluczam, ale też nie potwierdzam 😉 Z jednej strony trochę mnie ciągnie czasem, w końcu z wykształcenia jestem pedagogiem, pracowałem też jako wychowawca i nauczyciel w gimnazjum, instruktor i metodyk harcerski oraz naukowo jako badacz edukacji, ale z drugiej strony pierwsza wersja tego artykułu to był chyba mój najbardziej wymęczony tekst ever 😉 pozdrowienia!
Nie miałabym nic przeciwko, gdyby artykuł był dłuższy, szczególnie jeśli chodzi o przybliżenie wypowiedzi Hazrata Inayata Khana. Czekam na więcej 🙂
Pozdrawiam ciepło!
Się wkopałem jednym słowem 😉 Będę myślał w wolnej chwili…
Witaj Maćku. O jakiej ksiazce o edukacji Inayat’a Khan’a piszesz. Czy jest polski tytuł tej ksiazki?
Pozdrawiam. Monika
Niestety nie ma polskiego wydania. Książka się nazywa „Education” i oryginalnie ukazała się o ile pamiętam w zbiorze „The Art of Being” (ale mówię to z pamięci, nie jestem pewien).
„Oczywiście porzucenie nagród i kar wymaga tego, by pozwolić dziecku ponosić naturalne konsekwencje czynów, których dokonuje.” no dobra, a czy takie naturalne konsekwencje nie są kontynuacją nagród i kar?
Np za zły uczynek pójdzie do więzienia gdzie spotka bardziej złych ludzi i doświadczy cierpienia = kara.
Czy możesz podać te naturalne konsekwencje? bo nie bardzo rozumiem to sformułowanie…
Jestem w stanie zrozumieć że rodzic jest przyjacielem który uczy jak działa świat, pomaga wyciągnąć feedback, a ludzie na zewnątrz tymi którzy są lustrem dla działań dziecka…
Podaj jakieś przykłady, bo to co opisałeś właściwie nic nie wnosi dla mnie…
Ojoj, a od kiedy to dziecko za zrobienie czegoś, co nie podoba się rodzicowi idzie do więzienia? Rozmawiajmy proszę poważnie, a nie trzymając się konwencji przesady, która sprawia, że wychodzimy w dyskusji poza prawdę. Jestem w tej chwili na urlopie i nie mam możliwości na dłuższe odpowiedzi, dlatego pozwolę sobie podlinkować do wpisów Agnieszki Stein, z którymi się zgadzam:
1. http://agnieszkastein.pl/kara-czy-nie-kara/
2. http://agnieszkastein.pl/kara-czy-konsekwencja/
pozdrawiam serdecznie
Dzięki za linki, wszystko już jasne
Naturalną konsekwencją jest ból ręki rodzica gdy dziecko ugryzie – w moim rozumowaniu naturalna konsekwencja kojarzyła się z systemem nagród i kar. Może jakiś słownik pojęć by się przydał, pierwszy raz się z takim rozumieniem tego pojęcia spotkałem, albo więcej przykładów w tekstach…