Jedną z najbardziej istotnych koncepcji na gruncie praktyki w wielu metodach jogicznych/medytacyjnych jest koncepcja jedności (niedualności). Niestety, najczęściej bywa używana niewłaściwie, robiąc wiele szkody – i osobie stosującą tę koncepcję niewłaściwie (kreowanie nierealnych wyobrażeń na temat swojego miejsca w procesie transformacji, co często owocuje omijaniem problemów, którymi dana osoba powinna się zająć) i innym osobom, bo taka (przepraszam za oceniający przymiotnik, ale niestety najlepiej oddaje sedno sprawy) nawiedzona osoba zniechęca do medytacji osoby myślące zdrowo.
Źródła koncepcji jedności/ niedualności
Jedność jest pojęciem, w którym lubią pływać miłośnicy braku konkretu. Jednakże to nie jest tak, że jest to pojęcie, które nie ma żadnego znaczenia. Być może opis stanu jedności jest trochę poza zasięgiem naszego języka (może poza poetami), ale jesteśmy w stanie bardzo precyzyjnie i „technicznie” określić z czego się bierze. Wbrew popularnym odniesieniom jedność wcale nie odnosi się do tego, że jest „wszystko jedno” (!!!), tylko jest wyrazem doświadczenia samadhi. Samadhi czyli stanu skupienia umysłu, w którym umysł porzuca identyfikowanie się ze swoimi funkcjami i jakby rozpuszcza się w przedmiocie koncentracji. I o tym musimy pamiętać, jeśli chcemy zastosować tę koncepcję w sposób użyteczny dla nas.
Niedualność/ jedność to nie jest „wszystko jedno”!
Niestety nader często spotykam się z definiowaniem stanu jedności jako „wszystko jedno”. Jedność to nie jest ani brak kontaktu z rzeczywistością (a wręcz przeciwnie – bardzo wyostrzony i wysubtelniony kontakt), to nie jest tumiwisizm, to nie jest uzasadnienie dla słabości psychologicznej czy etycznej. Jeśli moje słowa nie trafiają do kogoś ze zwolenników teorii „wszystko jedno” to przypomnijmy sobie kto był najbardziej znanym piewcą Jedności. Był to oczywiście Adi Śankara, twórca adwaita wedanty. I co z tego? To, że styl nauczycielski Śankary generalnie polegał na prowadzeniu dysput. W całej adwaicie jedną z najbardziej kluczowych tradycji jest tradycja dysput. Czy zwolennicy jedności (adwaita = a – nie, dwaita – dualność) naprawdę poświęcaliby tyle czasu na dyskutowanie i prostowanie kogoś poznawczo, jeśli byłoby wszystko jedno?
Jedność nie oznacza, że ktoś stoi ponad dobrem i złem!
Niestety z koncepcji jedności jako „wszystko jedno”, oprócz generalnego pomieszania wynika też u niektórych poczucie, że stoją ponad dobrem i złem. To na szczęście nieprawda! Gdy przyjrzymy się koncepcjom, które opisują drogę adepta do doświadczeń jedności – choćby ezoteryczną koncepcję ciała (czakry) u tantryków czy psychologię sufizmu, zorientujemy się jakie doświadczenia, jakie etapy pracy, musi przejść adept, jakie właściwości w sobie wypracować, żeby doświadczyć przebywania w stanie niedualnym.
Zacznijmy od tego, że początki doświadczeń jedności w koncepcji tantrycznej to dopiero piąta czakra (anahata), a w psychologii sufizmu to dopiero tzw. etap ducha (czyli licząc wszystkie podetapy pracy – dopiero 7 faza rozwoju). Nie wchodząc teraz w szczegóły (o psychologii sufizmu możecie przeczytać np. w mojej książce „Medytacja w życiu codziennym”, a o czakrach będzie w kolejnej, o pranajamie), musimy zaznaczyć, że by oczyścić umysł na tyle, by mógł doświadczać jedności musimy przejść dosyć długą i na dodatek czasem średnio przyjemną drogę kształtowania siebie na poziomie psychologicznym i etycznym. Zanim adept na ścieżce doświadcza jedności jako takiej musi:
(a) obudzić sumienie i samoświadomość, a jednocześnie zatrzymać mechanizm samoobwiniania,
(b) stanąć twarzą w twarz z własnym „cieniem” – dopuścić wyparte przeżycia i rozpocząć świadomą pracę z nimi,
(c) wypracować wiarę, nadzieję i poczucie zainspirowania,
(e) wypracować pewien poziom etyczności działania, życzliwość wobec innych, współczucie, nastawienie na pomoc innym,
(f) wypracować umiejętność pracy z pojęciami abstrakcyjnymi, szczególnie koncepcją Boga/ Absolutu/ Świata/ Rzeczywistości i nauczyć się doświadczać miłości na poziomie mistycznym.
Jak widać nie jest to żadne dotknięcie czarodziejską różdżką, tylko bardzo konkretna praca do wykonania.
Jeśli by już iść w stronę rozważań „jedność a doświadczenia dobra i zła” to na pewno nie można powiedzieć, że osoba doświadczająca niedualności jest ponad dobrem i złem, raczej osoba na etapie jedności nie podejmuje złych działań, ze względu na solidne ukształtowanie na poziomie moralnych i psychologicznym. Ale jest to oczywiście lekko wyidealizowana wizja.
Fajny temat, chyba warto dodać że nie zawsze każda osoba musi przechodzić przez kolejne etapy rozwoju – to nieco skomplikowane,po prostu nie które osoby rodzą się już bardziej rozwinięte duchowo,mają mniej obciążeń i taka osoba zaczynają praktykę często jest na poziomie osoby co praktykuje już wiele lat,często też takie początkowe etapy ją nudzą bo przerobiła to już.Rozwój to bardzo indywidualna sprawa i różnorodna.Nie można zastosować tego samego wzorca do każdego adepta(czasem zdarza się że uczeń jest bardziej rozwinięty niż mistrz,albo podobnie rozwinięty-hi hi) ,wg.mnie spotykamy takich nauczycieli którzy mają zbliżony poziom rozwoju do nas i w jakiś sposób z nami harmonizują.
Też bardzo częsty wzorzec osób które wyznają pustka jest formą ,forma jest pustką jest taki że można wszystko, pić,ćpać,kłamać,oszukiwać,kraść przecież forma jest pustką,a pustka jest formą nie ma konsekwencji jest tylko absoulut 🙂
jedno znaczy jedno. bez drugiego. nie ma nikogo niczego co by to wskazal i powiedzial ,, to jest, to sie dzieje.. jedno samym soba wskazuje ukazuje ze to jest ze to sie dzieje. mozna powiedziec ze jedno jest dla samego siebie. jest bo jest, bo taka jest jego natura, mozna powiedziedziec ,, o widze swiat,, ale to jest bledem bo swiat jest widzeniem. no i wniosek ze wystarczy pozbyc zgumkowac tego ktory twierdzi ze ,, o widze swiat,, a bedzie jedno ,
Sławku, oczywiście, że wystarczy wymazać tego, który twierdzi, że widzi świat (form), a ja powyżej piszę, co do tego jest potrzebne. Wchodzisz tu też w swoim komentarzu, nie wiem czy chcący czy niechcący, w meandry pojęcia iluzji (maji), postaram się w najbliższym czasie coś na ten temat napisać.
Przy okazji jednak warto zwrócić uwagę na jedną rzecz. Na język. Niektórzy twierdzą, że język jest dualistyczny, ale z drugiej perspektywy odrzucając język w praktyce, dramatycznie zubożamy nasze narzędzia na ścieżce oczyszczania się. Dlatego też używając języka, powinniśmy używać go w sposób użyteczny i zrozumiały – dla innych i dla nas samych. Pozdrawiam!
Nie zgadzam się z zamieszczonymi tu tezami.
Oczywiście może to być spójne wnioskowane wyciągnięte z praktyki religijnej. To nie znaczy, że jest to jedyne i prawdziwe rozumienie niedualności i wszystkiego co z tego wynika.
Fałszywym jest na przykład sprowadzenie wszystkiego po za przedstawioną tu religią jako stwierdzenia „wszystko jedno”.
Świeckie pojmowanie niedualności nie musi się trzymać tradycji, czyli w swej istocie jest dużo czystsze, bo oczyszczone z uwarunkowanych przekonań. Obecnie nie trzeba przechodzić, żadnego wtajemniczenia by zrozumieć zagadnienie, gdyż poziom wiedzy jakim obecnie się posługujemy jest dużo większy niż w przeszłości.
Niedualności nie da się opisać, czy też doświadczyć, bo jest po za koncepcjami i doświadczeniem. Jest niewiadomą, wielkim znakiem zapytania. Tajemnicą przejawiania się. Wiemy o niej bo zdajemy sobie sprawę z ograniczeń, złożoności i iluzji, a przede wszystkim rozpoznania iluzji ja. Wiedza ta może mieć charakter intelektualny i doświadczalny (samadhi i inne doświadczenia transpersonalne), one w zasadzie ze sobą koegzystują.
Nie mogę mówić jak to jest z innymi ludźmi, nie mam takiej wiedzy, chociaż opisy osób świeckich i nie związanych z praktyką religijną, które prezentują ten temat przedstawiają podobny opis do tego co mogę powiedzieć o sobie. Mówimy tutaj o wynikających konsekwencji z niedualności. Nie jest to na pewno tumiwisizm. W którymś momencie przychodzi rozpoznanie iluzji i dualizmu. Od tego momentu kończy się cierpienie. Nie ma już osoby która doświadczałaby czegoś, jest jedynie doświadczenie.
Od tego momentu zrozumienia, dostrzeżenia tego faktu, niektóre uwarunkowania, które były do tej pory znikają od razu. Niektóre znikają systematycznie z czasem. Bez żadnej ingerencji, bez żadnych praktyk. Niektóre nie zniknął wcale, a niektóre znikną jeśli taki będzie wybór, z tym, że wybór jeśli nastąpi to nie jest on już niczyj.
Twierdzenie, że jest jakiś jeden wskazany kierunek jest tylko historyjką. Nie ma czegoś takiego, nie ma już drogi którą ktoś miałby pójść, nie ma osoby która by dokądś zmierzała. Aczkolwiek dla ciała i dla społeczeństwa istnieją dalej właściwe zasady. Wynikają one z naszej samej natury i korzyści jakie możemy zaczerpnąć. Kontrolowane są przez uwarunkowania genetyczne, biologiczne, psychologiczne, wychowawcze i kulturowe. Wszystko się dzieje i wydarza, bez wrażenia, że ktoś by to kontrolował, bez wrażenia oddzielenie. Nie trzeba być nonstop w samadhi, oso się też wydarza zmienia nasze poczucie czasu, ale też i znika. To ma najmniejsze znaczenie już wtedy, nie ma przywiązania czy dążenia do jednego stanu. Wszystko jest dobre jakie jest.
Jest to spojrzenie na sprawę, którego normatywna religia-myśl-zasada nie zaakceptuje. Społeczeństwo uwikłane odrzuci ten styl odczuwania. Pokaże marchewkę, ale nie jest zainteresowane by ktoś ją wziął. A tej marchewki nie trzeba brać i nie trzeba po nią sięgać.
Pozdrawiam
FM
FM – mam wrażenie, że nie przeczytałeś artykułu dokładnie. Zauważ, że ja nie krytykuję koncepcji Jedności, tylko krytykuję tu podejścia spłycające koncepcję i sprowadzające ją do czegoś kompletnie nieużytecznego. Czyli nie mówię, że „jedność to wszystko-jedno”, tylko właśnie krytykuję takie podejście. To jedno. Druga sprawa mnie rozmaite narzędzia (techniki, koncepcje) interesują pod względem użyteczności, nie interesują mnie koncepcje jako cel sam w sobie, bo są po prostu nie potrzebne. Nie stwierdzam również w artykule, że jest jeden kierunek, natomiast wskazuję, że są pewne rzeczy, które muszą zostać wypracowane w drodze oczyszczenia się na doświadczenie Jedności.
pozdrawiam
Niektóre doświadczenia psychodeliczne, po środkach halucynogennych, obojętnie co o nich sądzimy, wywołują poniekąd drogą na skróty stan, który można by opisywać podobnie do samadhi: poczucie jedności z rzeczywistością, świadomość pozbawiona ego, bez czasu i przestrzeni, stan wypełniony światłem, bezpieczeństwem i miłością.
Z tą różnicą, że doświadczają tego stanu osoby nierozwinięte duchowo, które mogą sobie na podstawie tej przygody wysnuć zupełnie absurdalne wnioski, a co najgorsze uznać, że już nagle osiągnęły oświecenie i zaniedbać dalszy rozwój, zajmując się zamiast tego bełkotem. Mam wrażenie, że wiele takiego new age-owego bełkotu pochodzi właśnie od hippisów, którzy zjedli za dużo kwasów.
Plusem dla takiej osoby jest, że jeśli w końcu jednak się obudzi i za ten rozwój weźmie, to wie, w którym kierunku zmierzać, i wie, czym się nie ma potrzeby zajmować – a mianowicie filozoficznymi dywagacjami – na przykład czy w stanie niedualności jest się ponad dobrem i złem.
To, czy jest się poza dobrem i złem w samadhi jest i tak bez znaczenia, bo prędzej czy później z tego samadhi trzeba wyjść i wrócić do swojego ego i do fizycznego świata. A wówczas już znów jesteśmy w świecie dobra i zła. Wiedząc, że jesteśmy jednością ze światem i że poczucie odrębności jest praktycznym złudzeniem służącym przetrwaniu, raczej nie chcemy czynić zła temu światu – odpowiadając na pytanie.
Filozofia to praca umysłowa, a umysł nie ogarnia oświecenia, samadhi, Boga i innych pojęć związanych ze świadomością i podstawą istnienia, bo nie może zrozumieć sam siebie. Dlatego nigdy nie nadejdzie taki dzień, że ktoś w końcu usiądzie i napisze: naprawdę jest tak i tak, po czym rozwieje wszystkie wątpliwości sceptyków. Od tego, żeby rozumieć, jest duch, a nie umysł. Dobrze, że przynajmniej mamy wskazówki, którędy iść, żeby pewnego dnia może samemu się przekonać.
Pozdrawiam:)
@Dotee – dziękuję za komentarz. Choć – jak wiele osób wie – ja akurat jestem generalnie przeciwnikiem stosowania środków zmieniających świadomość to oczywiście trzeba przyznać, że technicznie możliwe jest w doświadczeniu narkotycznym odwzorowanie stanu samadhi, a zatem stanu w którym przedmiot koncentracji i koncentrujący się stają się jednym, zanika nasza identyfikacja z umysłem, a pojawia się identyfikacja z przedmiotem koncentracji. Natomiast warto zwrócić uwagę na dwa zagrożenia tego podejścia. 1. Po pierwsze większość osób nie poszukuje przez narkotyki itp. samadhi, tylko raczej doświadczeń w stylu światło, dźwięki itp., a zatem pewnych fajerwerków, które z perspektywy psychologii jogi nie są niczym wartościowym, po prostu są uwalniającymi się samskarami (wrażeniami) i skupienia się na nich przywraca je z powrotem. 2. Po drugie, nawet jeśli adept za pomocą substancji faktycznie wchodzi w samadhi, niektórzy uważają, że samadhi wywołane praktyką lub spontanicznym wejściem w stan Jedności jest podszyte samskarą powściągniecia (wrażeniem spokoju umysłu), a samadhi spowodowane narkotykami jest podszyte samskarą tamasu (wrażeniem otępienia). 3. Po trzecie, większość szkół kładzie nacisk z jakim przedmiotem koncentracji umysł się identyfikuje w samadhi (i tu, gdy jesteśmy pod wpływem, jest mniejsza kontrola nad tym, choć oczywiście nie jest to nie do zrobienia).
(Oczywiście są szamani, którzy używają procesów zmienionej świadomości, przy czym na pewno istotne jest jak do tego przygotować adepta, jak przeprowadzić, jak wyprowadzić.)
Dodatkowo oczywiście dochodzi problem braku przygotowania, o którym piszesz w swoim komentarzu.
Co do czynienia zła – to oczywiście się zgadzam, zresztą napisałem o tym pod koniec artykułu.
Zgadzam się również z nienazywalnością i „nieumysłowością” doświadczeń Jedności – to niewątpliwie utrudnia nam to doświadczenie. Zresztą odnosiłem się do tego, co piszesz w mojej książce „Medytacja w życiu codziennym”, pisząc o budowaniu „koncepcji Boga”. Otóż sufi mówią, że na pewnym etapie (na którym chcemy pracować nad wykształceniem zdolności do miłości mistycznej, musimy ustosunkować się w sobie do Ideału, do koncepcji Boga, ale budując tę koncepcję musimy pamiętać, że ona tylko nas jakby zbliża do tej Rzeczywistości, którą próbujemy nią dotknąć, ale nie oddaje jej do końca.
Jednej recepty oczywiście nie ma, ale to tak jak we wszystkim. Jak ktoś mówi, że jest jedna recepta dla wszystkich to albo się myli albo próbuje nam coś sprzedać 😉
pozdrowienia!
..jedno.. Znaczy .. Jedno.. Tlumaczac .. Jedno.. Jest w wielosci lub odwracając wielość jest w jedno. Inne określenie na jedność to samosc. Czytający te słowa są wielosci. Jezeli przejawi sie jedno/jednosc/samosc nie ma ego/czytajacego. Jedosc czyta. Tzn. Ze każde doświadczenie dźwięk smak obraz itp. Ma jednakowe znaczenie ważność. Ciało ma takie samo znaczenie jak np. Szelest liści brzęczenie muchy. Nie ma kogosc na górze na dole. Ważnego czy nieważnego itp. Można powiedziec ze jest jedna subsancja i tylko ona jest. Ta substacja wyksztalcila ze siebie wyobrażenie które uważa ze jest bytem które obserwuje swiat..uważam ze dobrze opisuje ta substancje/jedno/samosc slowo SAMOSWIETLNOSC. Na końcu drogi rozwoju duchowego jest szczekanie psa. Szelest liści. Promienie słońca.poranna toaleta. Lot muchy itp.