Zastanawia mnie swego rodzaju burza, która się pojawia w niektórych środowiskach jogicznych, gdy ktoś pisze o stosunkowo współczesnych źródłach systemu asanowego, na Zachodzie po publikacjach m.in. Sjomana czy (przede wszystkim) Singletona („Yoga Body”), w Polsce swego czasu po moim artykule czy po rzeczach, które tłumaczył Łukasz Przywóski. Chwilkę temu znowu zawrzało po tekście Piotrka Marcinowa na portalu JOGA ABC, w którym pisze on o tradycyjnym znaczeniu terminu parampara (linia przekazu) i odnosi to do jednej ze współczesnych metod praktyki asan, której przedstawiciele powołują się na ten termin. Forma artykułu Piotra jest oczywiście nieco prowokacyjna, ale nie ma co ukrywać, że żadna metoda praktyki asan nie podlega zjawisku parampary, ponieważ „linia przekazu” jest związana z przekazem wewnętrznym – stricte medytacyjnym i wiąże się z rytuałem inicjacji w ścieżkę.
Natomiast ja dziś nie o tym. Chciałbym po prostu wyrazić swoje zdziwienie i dokonać pewnej deklaracji ideowej. Zacznę od tego drugiego.
Otóż dla mnie zupełnie nieistotne jest w stosowaniu danej techniki czy ma ona 1000 lat czy 100 czy może została wynaleziona wczoraj – istotna jest dla mnie UŻYTECZNOŚĆ danego narzędzia. Stąd dziwi mnie zaciekłość, z którą ktoś walczy o to czy dana technika ma 100 czy 2000 lat. Jeszcze bardziej mnie dziwi, a w zasadzie niepokoi tendencja do uzasadniania stosowania czegoś jego starożytnością, a nie tym czy jest dla kogoś przydatne. Ja nauczam asan (nie oszukujmy się – nie dotyczy tego żadna tradycyjnie pojęta linia przekazu, niezależnie od metody), ale też nauczam medytacji w ramach jednej z tradycyjnych indyjskich linii przekazu, w którą zostałem inicjowany 20 lat temu, ale niezależnie czy uczę kogoś wykonania pozycji czy technik medytacji czy może pomagam mu spojrzeć na życie z medytacyjnej perspektywy, nigdy nie czynię z wieku techniki kryterium jej wyboru. Interesuje mnie natomiast dostosowanie pracy do konkretnej osoby. Oczywiście rozumiem potrzebę zachowania pewnego rodzaju esencji praktyki – jest to bardzo ważne – ale esencja to esencja, najczęściej gubi się ją, za bardzo koncentrując się na formie zewnętrznej. W każdym razie nawet autentyczna inicjacja i tradycyjna linia przekazu nie służy do legitymizacji złych praktyk, raczej do tego, by rzeczy były przekazywane w odpowiednim kontekście.
Pozwolę sobie zakończyć krótkim cytatem od jednego z moich mistycznych autorytetów – Inayata Khana: To samorealizacja jest ideałem, celem, a nie proces prowadzący do niej. Mistycy nie zwracają uwagi zanadto jakimi środkami kto osiąga samorealizację, jeżeli tylko jest możliwe osiągnięcie jej za pomocą tych środków.
Maćku, po prostu burzysz ich wizję Świata i dlatego postanowili walczyć do ostatniej kropli krwi. 😉
Mi, szczerze mówiąc, jest obojętne Twoje zdanie na ten temat, bo mam swoje własne, które trudno zburzyć. 😛
Myślę, że wszelkie agitowanie jeden drugiego na swoją stronę, oraz udowadnianie swojej racji, jest zgoła infantylne i przypomina potyczki przedszkolaków w piaskownicy. Można wyrazić swoje zdanie i stwierdzić, „Nie zgadzam się ze stanowiskiem Maciej Wielobóba, moje stanowisko jest inne”, ale żeby o to walczyć jak o niepodległość? Niech każdy pozostanie przy swoim zdaniu i zajmie się swoimi sprawami.
Pozdrawiam.
Piotrze, ja też stoję na stanowisku, że nie ma potrzeby, żeby wszyscy mieli takie samo zdanie. W zasadzie byłoby to dziwne i nieco sprzeczne z ideą wolności. Pozdrawiam serdecznie!