Nie tak dawno na jednym z warsztatów medytacji, które prowadziłem w Krakowie pracowałem na sam koniec z medytacyjnym ćwiczeniem w podejmowaniu decyzji.

Zazwyczaj technikę tę wykonuje się przed położeniem się do łóżka wieczorem. Po oczyszczeniu umysłu praktyką relaksu, prostej pranajamy lub medytacji, przywołujemy w myślach coś, co mamy do zrobienia w domu i co nie zajmuje zbyt wiele czasu, maksimum 5-10 minut. Może to być np. powieszenie zdjęcia na ścianie, z którym zwlekasz już kilka dni, wyczyszczenie lub wypastowanie butów czy wyniesieie śmieci… Prosta czynność, którą jesteśmy w stanie wykonać w niedługim czasie i z użyciem dostępnych w domu środków, nie budząca naszego wielkiego oporu. Podejmujemy decyzję, że wykonamy tę czynność niedługo po wstaniu rano. Następnie wyobrażamy sobie jak najdokładniej przygotowanie do tej czynności, jej wykonanie i zamknięcie tego procesu. Gdy wstajemy rano – o określonej porze wykonujemy tę właśnie czynność dokładnie wg wyobrażenia (bardziej szczegłowy opis praktyki jest tutaj). Na warsztacie pracowaliśmy z tym ćwiczeniem koło godziny 13.00-14.00, dlatego też poprosiłem uczestników, by wykonali czynność tego samego dnia po powrocie do domu. Oddajmy głos jednemu z uczestników warsztatu, który wyraził zgodę na podzielenie się tą anegdotą.

Dzień po warsztacie dostałem od niego następującego maila:

„[…] No więc wczoraj podczas jednej z medytacji/wizualizacji prosiłeś o wybranie czynności, którą zrobimy po powrocie do domu. Nie podejmując wielkiego ryzyka działania wybrałem klasyczne „śmieci”. Działanie mocno przewidywalne, raczej łatwe. […] Wyobraź sobie: Wieczorny pociąg opóźniony o ponad godzinę plus czas dojazdu do domu = wejście do mieszkania po godzinie 1 w nocy. (miało być 1,5 g wcześniej). Niby nic, ale dodajmy do tego moją dziewczyną Paulinę, która nie spała i psa, który się cieszył i w tym wszystkim mnie mówiącego: „Cześć, wróciłem – teraz idę wynieść śmieci…”

Zostało to potraktowane jako żart..tyle,że ja naprawdę poszedłem do kuchni i co widzę… Hmm…śmieci zostały wyrzucone tego samego dnia rano… Mimo tego śmiało i mocno rozbawiony sytuacją poszedłem z niemal pustym workiem i zdecydowanie zadowolonym psem. W nocy. Spojrzenie, zaskoczenie i niedowierzanie ze strony Pauliny bezcenne.[…]”

Gdy przeczytałem tę wiadomość wybuchnąłem śmiechem, ale jednocześnie zrozumiałem jak wspaniałą ta anegdota jest przypowieścią o determinacji. Determinacji, która jest niezbędna na naszej medytacyjnej ścieżce. Gdy jej zabraknie, nie pomoże nam motywowanie się, a poczucie zainspirowania szybko zgaśnie. Ale gdy wykażemy się bezwarunkową determinacją podobną do bohatera powyższej anegdoty, duchowa ścieżka – „droga powrotna do siebie” stoi przed nami otworem i odsłania swoje tajemnice.

Share This