Przedstawiciele wielu szkół medytacyjnych i ci z przeszłości i współcześni, napisali sporo tekstów, w których znajdziemy opisane mistyczne koncepcje i praktyki. Szkoda lekceważyć możliwość skorzystania z wypracowanych przez mistyków wielu świetnych narzędzi, ale trzeba pamiętać też, że w toku tradycji powstało z jednej strony trochę ślepych uliczek, nieskutecznych metod czy wręcz błędów, nadinterpretacji itp., które po czasie stały się powtarzaną tradycją. Ponadto dane praktyki były nauczane w określonym kontekście i niekoniecznie muszą mieć zastosowanie w innym (np. praktyki przeznaczone dla mnichów w klasztorze niekoniecznie muszą się nadawać dla osoby prowadzącej życie rodzinne).

Ostatnio, gdy prowadziłem zajęcia z medytacji na studiach podyplomowych w Sulisławiu, przy okazji jakiejś wątpliwości zgłaszanej przez kogoś z uczestników rozmawialiśmy o różnicach w postrzeganiu kwestii medytacyjnych przez ludzi Wschodu i Zachodu. Ludziom z naszego kręgu kulturowego trudno zdobyć się na zaufanie do nauczyciela i do ścieżki, które jest kluczowe dla postępów w praktyce, ale z drugiej strony nasz wrodzony sceptycyzm, jeśli nie przekracza zdrowych granic, może pozwolić dogłębnie zrozumieć nauczanie i jego kontekst. Z kolei dla większości osób ze Wschodu naturalne jest okazanie bezwarunkowego zaufania i szacunku wobec nauczania i nauczycieli, lecz często jest to związane z totalną bezkrytycznością.

Gdy nauczyciel Hazrata Inayata Khana – szejk Abu Hashim Madani – odchodził z tego świata w 1908 roku, dał mu zadanie, by wyjechał nauczać na Zachód, by – uwaga! – zharmonizować Wschód i Zachód. Zharmonizować Wschód i Zachód, nie zharmonizować Zachód wschodnim nauczaniem! Czyli – dopełniając rozważania z powyższego akapitu – wykorzystajmy naszą naturalną dociekliwość i podejście krytyczno-kreatywne do głębszego zrozumienia mechanizmów kierujących ścieżką i naszym działaniem, a jednocześnie kultywujmy bezwarunkowe zaufanie i szacunek. Wszak ścieżka medytacyjna w pewnym sensie musi być pogodzeniem pozornych przeciwieństw, co dostrzegamy choćby w koncepcji abhjasy i wairagji u Patańdżalego, w nazwie ścieżki jogi tantrycznej w tradycji Nathów (hatha joga, ha – słońce, tha – księżyc) i jej alchemicznych koncepcjach czy w idei dżelal, dżemal i kemal u sufich.

Oczywiście jeśli macie wrażenie, że zachowanie i uszanowanie esencji głębi tradycyjnego nauczania, a jednocześnie dostosowanie go do współczesnego kontekstu, jest trudne – to trzeba przyznać tu rację 😉 By sobie to ułatwić warto przestrzegać poniższych zasad.

1. Warto znać kontekst danego nauczania lub praktyki. Kto zaczął nauczać tej praktyki? W jakich czasach? Jak wyglądało wtedy życie? Kim był autor tekstu czy praktyki, jakie miał doświadczenia życiowe, u kogo się uczył, kto na niego wpłynął, a może od jakich wpływów się odciął? Czemu służy dana praktyka? Jakie jest jej miejsce w szerszej perspektywie rozwojowej ścieżki? Wymaga to (nie)stety wgłębienia się nie tylko w życiorys twórcy czy autora, ale i w tradycję i to zazwyczaj nie jednej szkoły, a kilku, by zrozumieć szerszy kontekst. Pomoże nam to uniknąć dosłowności, niestety nagminnej, a szkodliwej.

2. Dobrze wiedzieć czy są jakieś wymogi, które trzeba spełnić, by wykonywać daną praktykę. Czy praktyka była nauczana dla ascetów praktykujących w odosobnieniu, a może dla mnichów pozostających non-stop w klasztorze w obecności nauczyciela, a może dla ludzi, prowadzących życie rodzinne i zawodowe?

3. Musimy wiedzieć co jest dla nas ważne, co jest priorytetem, dlaczego rozpoczęliśmy praktykę, dlaczego ją kontynuujemy. Czy dana praktyka realizuje to, co jest dla nas priorytetowe lub prowadzi do tego? Musimy zacząć od rzeczy, które są dla nas istotne tu i teraz, a potem dopiero przechodzić do innych studiów i praktyk.

4. Warto zadać sobie pytanie czy dana procedura, praktyka jest na tle prosta, że jesteśmy w stanie ją wykonać bez dodatkowych instrukcji i wsparcia.

Tak czy inaczej uważam, że jeżeli dla kogoś praktyka medytacyjna ma być drogą głębokiej transformacji, a nie tylko okazją do nauczenia się podstaw relaksu i zwiększenia swojej koncentracji, warto znaleźć nauczyciela, mentora, osobę, która na tyle budzi nasze zaufanie i nas inspiruje, że możemy skorzystać z jej wsparcia.

Oczywiście – jak część z Was wie – ja jestem uczniem i nauczycielem jednej z tradycyjnych szkół medytacyjnych, więc można mi zarzucić nieobiektywność w powyższym stwierdzeniu. Jednak jednocześnie to, że przeszedłem pełen trening w tej szkole (także trening na nauczyciela-inicjatora, nauczyciela nauczycieli, uzdrowiciela, prowadzącego rytuały i strażnika tradycji), pozwolił mi doświadczyć ogromnej transformacyjnej roli, jaką może dać zdrowa relacja nauczyciel-uczeń. Warto przy tym pamiętać, że uczenie się u kogoś nie zwalnia z samodzielności, wręcz odwrotnie!

Share This