Już prawie wakacje (a dla niektórych nie prawie, tylko już!), więc pozwolę sobie na lżejszy temat. Pierwotnie planowałem wrzucić ten wpis jako post na moją stronę na facebooku, ale rozrósł się do zbyt wielkich rozmiarów.

Kiedyś Ola Szyprowska, przy okazji jak rekomendowałem jakieś jogiczne/medytacyjne książki, zachęciła mnie do rekomendacji beletrystyczych. Pozwolę sobie na to drobne odstępstwo od tematów jogicznych, medytacyjnych, psychologicznych. I pozwolę sobie zacząć od poezji.

Moim chyba najulubieńszym poetą jest Jerzy Harasymowicz. Uważam, że spokojnie zasłużył na literacką nagrodę Nobla, do której niestety nie był nawet nominowany; może ze względu na trudność w przekładaniu jego wierszy na języki obce, może ze względu na izolację w środowisku literackim po 1989… Pamiętam nawet dziś, że miałem okazję być na jednym z jego ostatnich (a być może nawet ostatnim) przed przedwczesną śmiercią spotkaniu autorskim. Rok 1999. Stoję w kolejce po autograf Mistrza Harasymowicza, który to z każdym (a w zasadzie z każdą, bo byłem chyba jedynym mężczyzną) starał się zamienić dwa słowa. I słyszę jego rozmowę z dziewczyną przede mną, a mówił mniej więcej to: „Nie znoszę jak mężczyźni się nie golą, to taki symbol bylejakości męskiej”. Patrzę na siebie – i cóż nieogolony, o ogólnym wyglądzie posthipisa i trochę mina mi zrzedła. Ale za chwilę przyszła moja kolej i Harasymowicz uprzejmie udał, że nie zauważył mojej nieogolonej facjaty i porozmawiał ze mną o tym, skąd moje zainteresowania poezją. To była wiosna, może nawet maj, a w sierpniu dotarła do mnie wiadomość o jego śmierci.

Jak każdy w pewnym wieku przechodziłem okres zafascynowania Stachurą, ale dziś nie określiłbym go jako dobrego poetę, raczej słabego poetę, a dobrego autora piosenek i świetnego powieściopisarza. Bardzo lubiłem jego styl pisania powieści, nawet kiedyś jeden z zespołów muzycznych, który tworzyłem z kolegą nosił nazwę „Cała jaskrawość” (od powieści Stachury). [Pamiętam jak występowaliśmy na jakimś festiwalu kultury licealnej z kolegą, w materiałach wpisane nazwa „Cała jaskrawość”, wpada do nas chwilkę przed występem zdyszany konferensjer i pyta się: „To jak się nazywacie? Sama radość?”] Z okolic – stylistycznych i prywatnych Stachury zdecydowanie bardziej cenię Rafała Wojaczka i Ryszarda Milczewskiego, znanego jako Bruno z piosenki Stachury „Ruszaj się, Bruno, idziemy na piwo…”. Choć dziś, szczególnie po Wojaczka bym nie sięgał, pomimo doceniania go artystycznie, przeraża mnie trochę ciężar psychologiczny w wierszach tego młodego przecież poety. (Co do czasowej fascynacji, którą chyba prawie każdy też przechodził to oczywiście był też Bursa, poeta znacznie lepszy od Stachury, ale jakoś mi nie został).

Białoszewski. Miron. Klasa sama w sobie. Białoszewski to nie osoba, to stan umysłu. Geniusz poezji i geniusz słowa w ogóle, świetny pisarz. Nie mam więcej do dodania.

Wciąż na moich półkach leżą podobni, a jednak odmienni: Adam Ziemianin i Józef Baran. Jednego i drugiego pana dane mi było osobiście poznać, a Józef Baran bardzo zachęcał mnie do pracy nad moją, wówczas pisaną, poezją i nawet starał się trochę pomóc organizacyjnie. Bardzo miły, dobry, życzliwy człowiek. Zarówno Ziemianina jak i Barana poezja to dla mnie pochwała codzienności, niejako odnajdywanie niecodzienności, niezwykłości w codzienności, wiersze ciepłe, ale nie przaśne. Bardzo lubię, taka poezja do czytania przy kominku z kubkiem gorącej herbaty w zimie, takie mam skojarzenie, choć być może autorzy by się na mnie za to obrazili. Natomiast ja lubię poezję, która nie szokuje, która jest afirmacją, która jest kontemplacją rzeczywistości. Dlatego lubię powyższych panów i dlatego też całkiem lubię Szymborską.

Wielkim niedocenionym polskiej poezji jest dla mnie Roman Śliwonik. Spotkałem chyba tylko jedną osobę (pozdrowienia dla Piotrka J.), która znała Śliwonika. A jest to jeden z najlepszych polskich poetów, szczególnie cenię wiersze z cyklu „Chłopcy”.

Sporo osób też nie wie jak świetne wiersze dla dorosłych pisał Julian Tuwim. Polecam. Wiersze i poematy. Jeden z największych polskich poetów ever. Ten sam format to bez wątpienia Bolesław Leśmian. W zasadzie do tego pana komentarz jest zbędny.

Jestem też fanem Bruno Jasieńskiego, polskiego futurysty, który swoje komunistyczne sympatie przypłacił niestety własną głową w trakcie „wielkiej czystki”. Myślę, że jego utwór But w butonierce będzie idealnym zakończeniem tego wpisu. Mam nadzieję, że cytat idę młody, genialny… stanie się Waszym mottem. Gdyby Jasieński napisał tylko ten utwór to i tak bym go kochał 😉 – ale napisał wiele więcej. Panie i Panowie, Bruno Jasieński:

Zmarnowałem podeszwy w całodziennych spieszeniach,
Teraz jestem słoneczny, siebiepewny i rad.
Idę młody, genialny, trzymam ręce w kieszeniach,
Stawiam kroki milowe, zamaszyste, jak świat.

Nie zatrzymam się nigdzie na rozstajach, na wiorstach,
Bo mnie niesie coś wiecznie, motorycznie i przed.
Mijam strachy na wróble w eleganckich windhorstach,
Wszystkim kłaniam się grzecznie i poprawiam im pled.

W parkocieniu krokietni — jakiś meeting panieński.
Dyskutują o sztuce, objawiając swój traf.
One jeszcze nie wiedzą, że gdy nastał Jasieński,
Bezpowrotnie umarli i Tetmajer i Staff.

One jeszcze nie wiedzą, one jeszcze nie wierzą.
Poezyjność, futuryzm — niewiadoma i X.
Chodźmy biegać, panienki, niech się główki odświeżą —
Będzie lepiej smakować poobiedni jour-fixe.

Przeleciało gdzieś auto w białych kłębach benzyny,
Zafurkotał na wietrze trzepocący się szal.
Pojechała mi bajka poza góry doliny
nic jakoś mi nie żal, a powinno być żal…

Tak mi dobrze, tak mojo, aż rechoce się serce.
Same nogi mnie niosą gdzieś — i po co mi, gdzie?
Idę młody, genialny, niosę BUT W BUTONIERCE,
Tym co za mną nie zdążą echopowiem: — Adieu! —

Newsletter

Jeśli chcesz pozostawać w kontakcie ze mną i otrzymać bezpłatnie moją pierwszą książkę „Terapia jogą” w pliku pdf oraz ciekawy materiał o uważności, zapisz się na mój newsletter, klikając poniższy przycisk.

Share This